wtorek, 17 listopada 2015

Ataki w Paryżu i Bejrucie w świetle prawa międzynarodowego

Po atakach w Paryżu i Bejrucie, gdzie w sumie zginęło niemal 200 osób a kilkaset zostało rannych, prezydent Francji oświadczył, że jest to akt wojny, którego dopuściło się zbrojne, terrorystyczne Państwo Islamskie ("C'est un acte de guerre commis par une armée terroriste, Daech"). 48 godzin po atakach, lotnictwo francuskie rozpoczęło naloty na cele na terenach opanowanych przez bojowników Państwa Islamskiego, PI, (zobacz tutaj). Można więc zadać pytanie, jak zakwalifikować działania Państwa Islamskiego (o którym pisaliśmy m.in. tutaj) oraz sił francuskich.

Francja od miesięcy prowadziła naloty na cele w PI, a Państwo Islamskie ogłosiło, że ataki w Paryżu są odpowiedzią na owe naloty (domyślać się można, że ataki w Bejrucie to odpowiedź na walkę Hezbollahu z PI, tak jak udaremniony atak w Turcji, również biorącej udział w operacji przeciwko PI). 

Biorąc pod uwagę, że przynajmniej oficjalnie, Francuzi nie prowadzili działań zbrojnych przeciwko siłom rządowym, ich interwencja na terytorium Syrii z punktu widzenia międzynarodowego prawa humanitarnego powinna być kwalifikowana jako konflikt niemiędzynarodowy (z tego względu, że stronami konfliktu nie są dwa państwa, lecz państwo i strona niepaństwowa). To rodzi pytanie, czy ten właśnie konflikt zbrojny musi toczyć się wyłącznie na terytorium Syrii i Iraku (czyli terenach opanowanych przez PI), czy też może się przenieść właśnie do Francji (i odpowiednio do Libanu, Turcji.....USA, UK, Rosji i innych zaangażowanych w walkę z PI państw). 



Otóż kwestia geograficznego zasięgu działania MPH budzi ostatnio spore zainteresowanie wśród naukowców, w szczególności wobec argumentacji amerykańskiej, że wobec globalnej walki z grupami terrorystycznymi, USA mogą stosować zasady MPHKZ na całym globie. Amerykanie jednak z pewnością nie przyjmują do wiadomości, że ta argumentacja może być również przyjęta przez grupy zbrojne, które tym samym mogą uzasadniać likwidację celów na terytorium USA.

Faktem jest, że MPHKZ nie ogranicza swego zastosowania do jakiegoś z góry przyjętego pola bitewnego, konflikt bowiem toczy się tam, gdzie akurat są działania zbrojne. Jeśli więc Francja walczy z PI, to ta walka może się odbywać zarówno w Syrii, jak i we Francji. Stąd też ataki w Paryżu nie muszą być oceniane wyłącznie w świetle konwencji o zwalczaniu terroryzmu, francuskiego prawa karnego, lecz także w świetle MPHKZ w ramach toczącego się konfliktu zbrojnego między Francją a PI . Tym samym, o ile nie można odmówić PI prawa (w świetle prawa międzynarodowego!) atakowania celów wojskowych we Francji, to tym samym należy podkreślić, że mordowanie cywilów stanowi zbrodnię wojenną. Gwoli ścisłości zaznaczmy, że MPH nie wyklucza penalizacji przed dane państwo działań zbrojnych ze strony grupy niepaństwowej w świetle prawa krajowego. Bojownicy bowiem grupy niepaństwowej nie mają praw kombatanckich, a jednocześnie - w świetle wytycznych Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża dot. rozumienia terminu bezpośredni udział w działaniach zbrojnych - mogą być atakowani. Z tym, że te same wytyczne podkreślają, że o ile bojownicy mogą być celem ataku, to jeśli możliwe jest w danych okolicznościach ich schwytanie a nie zabicie, to należy ograniczyć się do ich ujęcia. Nie oznacza to, że Francja (i inne państwa) mają bawić się w łapanie terrorystów, gdzieś w Syrii i nie mogą ich atakować z powietrza - tam ze względu na okoliczności (toczące się działania zbrojne) można przyjąć, iż nie ma warunków do ujęcia bojowników, stąd też można ich - w świetle MPHKZ - po prostu zabijać. Jednak w przypadku bojowników PI znajdujących się we Francji, Belgii itp. już możliwości ujęcia istnieją, stąd też należy stosować standard prawnoczłowieczy, czyli stopniowe użycie siły.

Dodajmy jeszcze, że Francja jest stroną Międzynarodowego Trybunału Karnego, który miałby więc jurysdykcję wobec zbrodni popełnionych w Paryżu (ale już nie w Bejrucie, gdyż Liban nie jest stroną statutu). Z tym, że w myśl zasady komplementarności, najpierw francuskie organy powinny zająć się pociągnięciem do odpowiedzialności winnych, co z pewnością będą preferować zamiast stwierdzać, że są niechętne lub niezdolne do przeprowadzenia postępowań (tego nie wybaczyłaby francuska opinia publiczna).

Oprócz możliwej kwalifikacji ataków w Paryżu czy Bejrucie jako zbrodni wojennych (biorąc pod uwagę związek -nexus- z danym konfliktem zbrojnym, co zdaniem Międzynarodowego Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii jest wystarczające dla stwierdzenia, że nie doszło do pospolitego przestępstwa lecz do zbrodni wojennej, zob. wyrok izby apelacyjnej w sprawie Kunaraca), możliwe jest też kwalifikowanie tychże ataków jako zbrodni przeciwko ludzkości, biorąc pod uwagę fakt, że ataki były wymierzone w ludność cywilną i zostały przeprowadzone na szeroką skalę (por. art. 7 statutu MTK), a stoi za nimi organizacja quasipaństwowa.

Jeśli natomiast oceniać ataki z punktu widzenia prawa do użycia siły, to Francja swoją działalność może teraz w pełni tłumaczyć prawem do samoobrony i przywołać precedens w postaci rezolucji Rady Bezpieczeństwa przyjętych po ataku na WTC w 2001 r. (rez. 1368 i 1373). Co do prawa do użycia siły przez PI, to w przypadku działalności w Syrii czy w Iraku, wchodziłoby w grę prawo do samostanowienia, które jednak zdaniem większości doktryny nie wiąże się z prawem do użycia siły (w zw. z koniecznością przestrzegania zasady integralności terytorialnej), lecz jedynie daje możliwość domagania się do samostanowienia w ramach danego państwa (np. możliwość domagania się reprezentacji we władzach krajowych, prawach mniejszości itp.). Co do ataku we Francji, trudno przyjąć, żeby PI wykonywało tam swoje prawo do samostanowienia, czy prawo do samoobrony - przysługuje przecież ono państwom. Jednak działalności PI - w świetle prawa - nie można określić agresją, skoro państwa nie zdecydowały się - mając niezliczone okazje - do objęcia tym terminem ataków ze strony podmiotów niepaństwowych (zob. art. 8 bis statutu MTK, czy rez. 3314 Zgromadzenia Ogólnego).

4 komentarze:

Patryk Labuda pisze...

Swietna analiza!

Jedno czego nie do konca rozumiem to argument w kwestii prawa uzycia sily. Jesli zakladamy, ze jest juz konflikt zbrojny ("Francja od miesięcy prowadziła naloty na cele w PI, a Państwo Islamskie ogłosiło, że ataki w Paryżu są odpowiedzią na owe naloty"), to czy trzeba znowu uzasadniac francuska interwencje w Raqqa itd z punktu widzenia ius ad bellum? Post wspomina o rez 1368 i 1373, ale na to chyba jest juz troche pozno - jesli chodzi o ius ad bellum to ta cala dyskusja ktora toczy sie w mediach jest chyba troche akademicka jako ze prawo do uzycia sily trzeba analizowac na poczatku, a nie w srodku konfliktu zbrojnego? Bylbym ciekaw Pani uwag na ten temat. Wspominam o tym takze dlatego, ze klasyczne ius ad bellum przechodzi w tej chwili 'ciezkie momenty', zwiazane z roznymi teoriami unwilling and unable, wiec zastanawiam sie na ile ten precedens (konkretnie: francuski 'kontratak' na Raqqe po atakach w Paryzu) ma znaczenie dla tych dyskiusji. Pozdrawiam!

Patrycja Grzebyk pisze...

Panie Patryku (dziękuję za cenny komentarz), ma Pan rację, że w istocie prawo do użycia siły w przypadku Francji należy oceniać w momencie rozpoczęcia przez nią pierwszych nalotów i ocena legalności nie może się zmieniać w czasie konfliktu (choć zastanawiam się, czy czasem naruszenia zasady proporcjonalności nie wpłynęłoby na ocenę, tak jak w prawie krajowym przekroczenie ram samoobrony).
I oczywiście, jeśli patrzeć z punktu widzenia początków zaangażowania Francji w walkę z PI, to pojawia się zagadnienie interwencji za cichą (Syrii) lub wyraźną (Iraku) zgodą danego państwa lub w ramach samoobrony w istocie uprzedzającej (jeśli chodzi o Francję) lub zbiorowej (wspólnie z Irakiem czy Syrią), pisaliśmy na ten temat (w kontekście amerykańskim) na blogu.
Moje odniesienia do rez. 1368 i 1373 miały na celu tylko wskazanie, że Francja ma teraz dodatkowe argumenty, że jej działania były od początku uzasadnione, bo atak był w istocie nieuchronny, co udowodniły ataki w Paryżu - choć oczywiście jest problem mieszania skutków z przyczynami... No i owe rezolucje w odniesieniu do sytuacji Francji mogą mieć znaczenie dla innych państw, które teraz stając po stronie Francji mogą je przywołać do uzasadnienia legalności ich ewentualnego zbrojnego zaangażowania.
Tym niemniej Pana komentarz, wątpliwości skłaniają do dalszych rozmyślań, badań:)

Patryk Labuda pisze...

Pani Patrycjo, dziekuje za te odpowiedz. Jesli chodzi o Francje, to wydaje mi sie, ze byloby to rzeczywiscie mieszanie skutkow z przyczynami. Jesli atak w Paryzu jest dowodem na to, ze Francja miala racje i ze jej ataki z 26 wrzesnia byly uzasadnione jako odpowiedz na 'imminent attack' ze strony IS, to mamy powazny problem - wtedy kazda wojna jest uzasadniona, bo samoobrona jest dowodem na to, ze wojna byla nieunikniona. Innymi slowy, "skoro sie bronia, to jest to dowod na to, ze mielismy racje, bo oni chcieli nas zaatakowac zanim my ich zaatakowalismy" i tak w kolko, bez konca -- kazdy bedzie mowil, ze mial racje i ze uprzedzil atak.

Oczywiscie ta uwaga sie tyczy tylko i wylacznie Syrii, natomiast w pelni sie zgadzam z Pani ocena sytuacji w Iraku. Mysle tez, ze uwaga na temat wartosci precedensowej sytuacji w Raqqa jest istotna - musialbym sie nad tym zastanowic, ale moze faktycznie miec to wplyw na decyzje Wielkiej Brytanii przystapienia do dzialan zbrojnych w Syrii (podobno Cameron juz oglosil, ze wroci do Parlamentu o pozwolenie, co nota bene jest tez dosyc zabawne skoro kilka tygodni temu drony brytyjskie podobno juz wyeliminowaly Brytyjczykow na terenie Syrii... --> i to rzekomo nie bylo naruszeniem ius ad bellum?).

Wydaje mi sie, ze jest sporo prawdy w stwierdzeniu, ze po atakach z 13 listopada cala dyskusja o tym czy non-state actors daja prawa do samobrony przejdzie do historii. Argumentowanie w dalszym ciagu, ze art. 51 tylko tyczy sie ukladow miedzypanstwowych nie ma oparcia w praktyce panstw (9/11 i 13 listopada bedace jedynie dwoma najbardziej znanymi przykladami) i w tym sensie - tak jak Pani wskazuje - wartosc precedensowa rez. 1368 i 1373 jest istotna.

W kazdym razie jedno jest pewne, sytuacja jest straszliwie skomplikowana. Przyznaje tez, ze jestem coraz ostrozniejszy w formulowaniu kategorycznych opinii na ten temat, dlatego ze prawo ius ad bellum niewatpliwie zdaje sie byc w fazie powaznych przemian.

Tomasz pisze...

Bardzo dobry artykuł. Dobrze ujęłaś to w słowach. Pozdrawiam.