środa, 30 grudnia 2020

Jednak bez twardego brexitu od 1 stycznia

24 grudnia, kiedy większość Europy przygotowywała się do świąt Bożego Narodzenia, negocjatorzy Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii ogłosiły, że po wielomiesięcznych negocjacjach udało się osiągnąć porozumienie w sprawie umowy o partnerstwie pomiędzy Wielką Brytanią i Unią Europejską. Wstępne informacje były bardzo oszczędne. Bo chociaż obie strony zadeklarowały wielki sukces, dopiero po dwóch dniach - 26 grudnia opublikowany został tekst umowy (i od tego czasu został już uaktualniony). Wczoraj (29.12) Rada jednomyślnie, w procedurze pisemnej, wyraziła zgodę na podpisanie umowy (decyzja), a dziś umowa została podpisana.

Już sam fakt przyjęcia tekstu w takim pośpiechu jest dla UE nietypowy. Udostępniony tekst wygląda na wersję roboczą, o czym mogą świadczyć chociażby roboczo określone numery artykułów w oficjalnym tekście.  Będzie on jednak tymczasowo stosowany od 1 stycznia. Jest to odstąpienie od unijnej praktyki, zgodnie z którą tymczasowo stosowane są przede wszystkim umowy mieszane, w oczekiwaniu na ratyfikację państw członkowskich, ale dopiero od czasu wyrażenia zgody przez Parlament Europejski. Przedstawiona umowa nie będzie jednak umową mieszaną. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że zgodnie Decyzją Rady jej podstawą prawną będzie art 217 TFUE, czyli podstawa do zawarcia umowy stowarzyszeniowej. Jak tłumaczy Komisja w uzasadnieniu (projekt decyzji) o wyborze tej podstawy zdecydował szeroki zakres umowy, która obejmuje nie tylko handel, ale także między innymi w współpracę w zakresie spraw karnych czy współpracę w zakresie zdrowia czy cyberbezpieczeństwa. Komisja podczas negocjacji zadbała jednak o to, żeby postanowienia umowy nie wyszły poza kompetencje UE, nie znajdziemy zatem w nie np. standardowych klauzuli jakie znamy z umów stowarzyszeniowych dotyczących ogólnej współpracy w wielu dziedzinach czy dialogu politycznego.

Chociaż umowa pomiędzy UE a UK jest o tyle nietypowa, że raczej pozwala na wprowadzenie barier w handlu niż znosi takie bariery, w gruncie rzeczy - przynajmniej w części handlowej - jest typową tzw. regionalną umową handlową. Można to zapewne uznać za sukces Wielkiej Brytanii, która od początku twierdziła, że chce takiej umowy jak np. CETA. Znajduje to potwierdzenie w tytule II rozdziału I, którego celem jest podkreślenie, że do umowy mają zastosowanie wyłącznie zasady stosowania prawa międzynarodowego. Wyraźnie wyłączono tu skutek bezpośredni umowy czy wpływ interpretacji sądów wewnętrznych (oczywiście głównie chodziło o Trybunał Sprawiedliwości). 

Chociaż na szczegółową analizę poszczególnych rozdziałów z pewnością przyjdzie jeszcze czas, na pierwszy rzut oka widać, że umowa nie ma na celu stworzenie głębokiej relacji gospodarek, ale raczej usuniecie Wielkiej Brytanii z rynku wewnętrznego. Zaskakuje ogólność postanowień dotyczących usług. Chociaż zniesiono cła, umowa przewiduje mechanizm wyrównawczy, który może je przywrócić (analogiczny mechanizm w NAFTA/USMCA był/jest wykorzystywany). Pozwolono Wielkiej Brytanii na wprowadzanie odrębności regulacyjnych w większości kwestii takich jak ochrona danych osobowych czy prawo konkurencji  (czyli przywrócenie Zjednoczonemu Królestwu upragnionej suwerenności regulacyjnej). Bardzo wiele kwestii pozostawiono niedoregulowanych, oczywiście z braku czasu. Listę tych kwestii, co do których strony zwyczajnie nie zdążyły się dogadać, ale planują to zrobić w przyszłości zawierają deklaracje dołączone do umowy. Obejmują takie tematy jak np. udział Wielkiej Brytanii w różnego typu unijnych programach takich jak Erasmus). 

Niewątpliwie Unia i Wielka Brytania uniknęły chaosu z jakim zapewne wiązałby się brak umowy. Jej treść wskazuje jednak jednoznacznie na to, że nowa rzeczywistość od 1 stycznia 2021 we wzajemnych relacjach będzie się bardzo różnić od dotychczasowej, a wszystko w sytuacji, gdy nawet pomimo brexitu UE pozostaje najważniejszym partnerem handlowych Wielkiej Brytanii (trochę statystyk tu), a dla UE jest trzecim partnerem pod względem wielkości wymiany.

 

Brak komentarzy: