Strony

wtorek, 5 kwietnia 2016

Polscy i inni naukowcy z Europy Wschodniej a European Society of International Law

Na dorocznym (już 110!) spotkaniu American Society of International Law jeden z paneli był poświęcony stowarzyszeniom prawa międzynarodowego. Wśród panelistów występował m.in. Marko Milanovic, który reprezentował European Society of International Law (ESIL). W swym wystąpieniu dotknął problemu charakteru ESIL a dokładniej, czy ESIL rzeczywiście jest europejski, czy może tylko zachodnioeuropejski. Stwierdził jednak, że ESIL stara się być inkluzywny, ale nie można oczekiwać, że pójdzie na kompromis, jeśli chodzi o jakość. Podkreślił również, że może tak mówić, gdyż jest z pochodzenia Serbem (co ciekawe chwilę wcześniej dowodził, że ze względu na miejsce, gdzie zdobywał wykształcenie oraz gdzie pracuje uważa się za przedstawiciela nauki zachodniej....).

Jego wystąpienie sprowokowało autorkę niniejszego postu do zadania pytania, czy rzeczywiście należy uważać za normalną sytuację, w której na dorocznych konferencjach ESIL w ostatnich latach wśród kilkudziesięciu panelistów znajdowały się jedynie 1-2 osoby z Europy Wschodniej w tym Peter Tomka (trudno przecież byłoby odmówić uczestnictwa jeszcze do niedawna prezesowi Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, a obecnie nadal sędziemu MTS). 

Milanovic stwierdził jednak, odpowiadając na to jak sam określił "polskie pytanie", że cóż mają organizatorzy zrobić, gdy dostają abstrakty od naukowców z Europy Wschodniej składające się z jednego zdania: "Omówię dane orzeczenie MTS."

Jednym słowem, Milanovic uznał, że w Europie Wschodniej pracują idioci nie potrafiący sklecić więcej niż jednego zdania na dany temat. Moim zdaniem jest to skrajnie obraźliwe dla naukowców z Europy Wschodniej. Autorka postu zna wiele przypadków naukowców z Polski, którzy niejednokrotnie aplikowali na konferencje ESIL i potrafią elokwentnie przedstawić problem, jaki chcieliby na danej konferencji poruszyć.

Postawę Milanovica doskonale skomentował Simon Chesterman z National University of Singapore Law, który stwierdził, że Milanovic pięknie będzie mówił o inluzywności, by następnie zatrzasnąć autorce pytania drzwi przed nosem. Jego komentarz spotkał się z aplauzem publiczności. Chesterman stwierdził również, że problem wykluczenia danych grup narodowych istnieje w każdym stowarzyszeniu, a główną barierą są wysokie opłaty, na które niektórych nacji po prostu nie stać oraz brak w niektórych państwach krytycznych badań nad stanem nauki (w tym kontekście podał przykład Kambodży).

Z pewnością debata na temat otwartości ESILu będzie się toczyć, dlatego zachęcamy naszych czytelników do komentarzy, które będą pomocne w dalszej dyskusji toczonej na różnych forach międzynarodowych.

9 komentarzy:

  1. Bardzo się cieszę, że Patrycja Grzebyk poruszyła kwestię otwarcia ESIL na Europę Środkową i Wschodnią. Kilkakrotnie zwracali się do mnie jako dyrektora Instytutu Nauk Prawnych przedstawiciele władz ESIL z propozycją wzmocnienia udziału polskich naukowców w imprezach ESIL, ale jakoś zawsze się to rozmywało, gdy przychodziło do konkretów.
    Dodam tylko, że uczestniczyłem w zebraniu inicjatywnym Stowarzyszenia we Florencji w 2001 r. Zarówno ja, jak i reprezentujący Węgry dr Baldizsar Nagy podkreślaliśmy, że warunkiem sukcesu jest rzeczywiste włączenie Europy Wschodniej w działalność ESIL. Efekt był taki, że do władz wybrano wyłącznie przedstawicieli kręgu florencko-paryskiego. W gruncie rzeczy wydaje się, że celem ESIL było stworzenie przeciwwagi dla ASIL, a jedną z inspiracji stała się obawa przed zdominowaniem nauki prawa międzynarodowego (przynajmniej w jej zewnętrznym wymiarze) przez doroczne konferencje towarzystw amerykańskiego i holenderskiego. Czysta propaganda. Przykro, że podejście ESIL - jak wskazuje Patrycja - nie uległo zmianie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba jednak nie udało mi się pozostać anonimowym ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Post wzbudził spore zainteresowanie. Niestety (nieomal) wszystkie komentarze przybrały formę prywatnej korespondencji do redakcji.

    Zatem, obok pytań Patrycji dotyczących instytucjonalnych uwarunkowań funkcjonowania samych zachodnich stowarzyszeń, zasadne wydają się dwa kolejne:

    1) Dlaczego nawet w kwestii bulwersującej tak wiele osób, nawet mimo swoistego immunitetu językowego, nie przekłada się to na otwartą dyskusję? PPM w swojej misji z 2013 roku zadeklarował, że podstawowym celem inicjatywa miała być integracja środowiska i impuls do dyskusji. Bez współpracy nie ma społeczności, zatem na tle zorganizowanych grup siłą rzeczy pozostajemy mało widoczni. Choćby wspomniany ESIL i żywe debaty na anglojęzycznych forach prawnomiędzynarodowych pokazują, że siła tamtych środowisk nie bierze się znikąd.

    2) Warunkiem wyjściowym dopuszczenia do dyskusji jest poziom merytoryczny. Jak jednak kilka lat temu zauważyło stowarzyszenie polskich absolwentów Harvarda, w relacji do populacji EŚW jest niedostatecznie reprezentowana na uczelniach Ivy League. W odniesieniu do osób mających potencjał do studiów na najwyższym poziomie ich diagnoza dotyczyła właśnie kultury współpracy. "Kapitalistyczne USA" mogą być egoistyczne, ale osoby osiągający sukces wiedzą, że przekazanie know-how kolejnym jest we wspólnym interesie, choćby dlatego że podnosi średni poziom środowiska. Wniosek byłby zatem zbliżony do pkt 1: ile winy za brak obecności ponosimy sami, niechętnie dzieląc się informacjami o atrakcyjnych możliwościach w obawie przed konkurencją z regionu?

    OdpowiedzUsuń
  4. W kwestii (dostępności) językowej: czytelników którzy czytają po polsku, ale woleliby odpowiadać po angielsku, gorąco do tego zachęcamy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest to zapewne istotny temat. Wydaje mi sie jednak, ze przyczyny tego stanu rzeczy sa skomplikowane i trzeba tu konstruktywnych pomyslow na zmiane. Winny nie jest pan Marko Milanovic, ani jakas zmowa naukowcow zachodnich - wrecz przeciwnie, w ostatnim newsletterze ESIL/SEDI prezydent Noelkamper sam poruszyl wlasnie te kwestie braku odpowiedniej reprezentacji pewnych czesci Europy i apelowal o pomysly zeby te sytuacje zmienic. (http://www.esil-sedi.eu/node/1283)

    Polska i Europa srodkowo wschodnia nie ma historii kolonialnej, nie ma tez atutu jezykowego, trzeba wiec pomyslec czym ten region moze 'zaistniec' na plaszczyznie europejskiej i miedzynarodowej. Podam jeden tego przyklad: jak wybuchla wojna na Ukrainie, bardzo malo sie slyszalo ze strony naukowcow ukrainskich czy rosyjskich na tematy prawno-miedzynarodowe zwiazane z wojna. Jest to zapewne stracona szansa zaistnienia w Europie, mimo ze oczywiscie przyczyna nie jest wcale chwalebna. Jesli mowic o Polsce, to np. oczekuje (oczywiscie tu sie manifestuja moje osobiste zainteresowania, o ktorych zreszta juz kiedys wspominalem redkacji PPM), ze w zwiazku z wyborem polskiego sedziego do MTK, zacznie sie w koncu 'cos dziac' w Polsce na plaszczyznie miedzynarodowego prawa karnego. Co to 'cos' mialoby byc, trzeba by sie zastanowic, ale inicjatywa powinna przyjsc ze strony polskiej. Trudno oczekiwac, ze Europa zachodnia bedzie walila do drzwi Polski, bo mamy w koncu reprezentanta w Hadze. Pytanie chyba brzmi inaczej: jak Polska chce 'uzyc' tego reprezentanta w Hadze zeby wzbudzic zainteresowanie Europy zachodniej?

    Poza tym, sa tez chyba powazniejsze kwestie strukturalne i finansowe, w tym przede wszystkim metody ksztalcenia na uniwersytetach polskich (i gdzie indziej). Mam tu na mysli system wykladow na ktorych profesor duka to co opublikowal w swojej ksiazce dziesiec lat temu. Zanim zacznie mnie ktos krytykowac, od razu przyznaje, ze jest to hiperbola z mojej strony. Skonczylem studia dziesiec lat temu, wiec nie wiem czy nadal tak sie wykladanie odbywa (i tak zle do konca nigdy nie bylo), niemniej jednak, temat jako taki istnieje i trudno udawac, ze nie ma on wplywu na to jak ESW jest odbierana na Zachodzie. Z drugiej strony, zanim zaczniemy drzec szaty, warto tez zauwazyc, ze nie jest to tylko problem srodkowo/wschodnioeuropejski. Francuzi i Wlosi walcza z podbnymi kwestiami na swoich wydzialach prawa, z tego co wiem.

    To takie dwie uwagi w celu ozywienia dyskusji na temat, ktory - moim zdaniem - wymaga wiecej krytycznej refleksji. Problem jako taki jest, co do tego wszyscy chyba sie zgadzamy - pytanie jest co mozna zrobic, zeby te sytuacje zmienic.

    OdpowiedzUsuń
  6. Panie Patryku,

    Parę uwag wyjaśniających:
    1. nie skupiajmy się na personaliach (nazwisko Milanovica pada, bo to on a nie kto inny przedstawił daną linię argumentacji sytuacji w ESIL), lecz rzeczywiście na problemach instytucjonalnych.
    2. oczywiście musimy myśleć, co my możemy zrobić, aby być bardziej widocznym na różnego rodzaju gremiach i oczywiście kwestia językowa oraz chęci brania udziału w dyskusji jest priorytetowa. z pewnością nie można lekceważyć problemu jakości pracy naukowej i spełniania najwyższych standardów, bez tego nie ma co zaczynać dyskusji. na pewno nie można żądać obecności naukowców z Europy Wschodniej tylko na zasadzie parytetu geograficznego, jeśli oni nie chcą lub nie umieją (taka nasza swoista unwilling or unable theory:)) przedstawić ciekawych tez.
    3. oczywiście o jakości polskiej nauki należy debatować, a co więcej robić

    Niemniej jednak, nie zgodzę się co do kryzysu na Ukrainie. W Polsce zorganizowano ogromną konferencję nt. prawnych implikacji kryzysu na Krymie, zaproszono i Rosjan i Ukraińców i Zachód. Widziałam natomiast mnóstwo paneli (również na ESIL), gdzie nie zaproszono nikogo! (lub niemal nikogo) ze Wschodu. Nie mogę pojąć, jak może przyjść do głowy dyskusja o konflikcie zbrojnym na Wschodzie bez dyskusji z osobami, które z tym problemem muszą się realnie mierzyć. Po co rozmawiać o deklaracji Ukrainy o uznaniu jurysdykcji MTK i dywagować, co też Ukraina miała na myśli, jeśli można prawników z Ukrainy po prostu o to spytać.

    Dodam jeszcze, że w trakcie procedur rozpatrywania abstraktów w ramach ESIL życzliwa mi osoba jasno powiedziała, że nie ma co zgłaszać tematu, na który wypowiadają się zachodni naukowcy, po czym padła sugestia zmiany kierunku wystąpienia.

    ESIL podkreśla, że na fora (w przeciwieństwie do agor) prelegenci są odgórnie zapraszani. I wpadamy w błędne koło, bo zaprasza się znanych, ale jak naukowcy ze Wschodu mają stać się konferencyjnie rozpoznawalni, jeśli nie są zapraszani...

    ESIL nie pojmuje jednak, że bez możliwości prezentacji referatu/postera, polski naukowiec nie ma szans na wsparcie finansowe ze swej jednostki jego uczestnictwa w danej konferencji. Jeśli Zachód jest przekonany, że najpierw musimy się napatrzeć, to musi zrozumieć, że niewielu stać, by na to patrzenie sobie pozwolić, sięgnąwszy do własnej kieszeni.

    Jedno jest pewne, w Polsce jest bardzo duża grupa prawników gotowych walczyć o możliwość prezentacji swoich poglądów w szerszym gronie. Jeśli ESIL problem dostrzega, to trzeba wykorzystać moment, by dowieść, że warto z nami rozmawiać. Wiele zależy od nas. Z tym zgodzić się na pewno trzeba. A jeśli nie ESIL...to jest jeszcze ILA, ASIL itd.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam sie z wiekszoscia Pani uwag (w tym tej odnosnie Ukrainy, choc dochodzimy do troche innych konkluzji na temat owej konferencji), ale dla mnie kwestia podstawowa znajduje sie w ostatnim paragrafie: "Jedno jest pewne, w Polsce jest bardzo duża grupa prawników gotowych walczyć o możliwość prezentacji swoich poglądów w szerszym gronie. Jeśli ESIL problem dostrzega, to trzeba wykorzystać moment, by dowieść, że warto z nami rozmawiać. Wiele zależy od nas."

    Wydaje mi sie, ze warto te kwestie poruszyc, np. w formie listu otwartego do prezydenta ESIL. Newsletter, do ktorego link podalem w ostatnim moim poscie, jest wyraznym apelem o konstruktywna dyskusje i pomysly na przyszlosc. List z podpisami polskich naukowcow (a moze nawet szerszego grona), gdzie np. problemy finansowe zwiazane z udzialem w konferencjach sa przedstawione, moze stanowic podstawe do tego, zeby stworzyc fundusz / stypendium w ramach ESIL dla naukowcow, ktorzy nie maja poparcia finansowego swoich instytucji (albo niewystarczajace poparcie). A moze da to impuls do innego rozwiazania w ramach ESIL - kto wie? Jedno jest pewne, gdzies trzeba zaczac i ta dyskusja nie powinna sie skonczyc tutaj w komentarzach do PPM.

    Druga kwestia priorytetowa wedlug mnie, zwiazana posrednio z powyzszym punktem, to jest wspolpraca. Pod tym wzgledem, podzielam opinie MJM powyzej, ze Polacy maja powazny problem na tej plaszczyznie. Nie chce na forum publicznym opowiadac osobistych anekdot, bo kazdy ma wlasne doswiadczenia i anekdoty i tak mozna w kolko, wydaje mi sie jednak, ze trzeba te tematy poruszac w wiekszej grupie. Z tego co widzialem w ogloszeniach PPM, odbywa sie spora konferencja w Krakowie w maju - moze warto uzyc tego forum, zeby zdobyc szersze poparcie dla idei reform w ramach ESIL? (i gdzie indziej) Ciekaw jestem co na ten temat sadzi redakcja PPM.

    OdpowiedzUsuń
  8. List ESILu oczywiście w PPM widzieliśmy, a chcąc się przekonać na ile jest to faktyczna gotowość do otwarcia debaty na nowe głosy odpowiedzieliśmy również m.in. kwestię składek. Obok bloga, seminariów PPM i debat PPM planujemy kolejne obszary aktywności.

    Zarazem - nawiązując do wcześniejszych wypowiedzi - nie łudzimy się, że bez aktywności z naszej, środkowoeuropejskiej strony, cokolwiek się zmieni w imię równouprawnienia, czy politycznej poprawności. Albo środowisko zintegruje się oddolnie i wejdzie do większej grupy, albo integrować się możemy tylko na danych warunkach.

    Tutaj wracamy do punktu wyjścia: misji bloga, zachęcania do dyskusji nad interesującymi nas tematami, a wreszcie seminariów PPM (czyli tej "mniej ambitnej" formuły wspólnej refleksji nad szkicami tekstów). EJIL i ESIL budzą zainteresowanie (nowych) członków, bo stanowią prężne ośrodki debaty akademickiej, której uczestnicy są skłonni poświęcić czas na wspólną refleksję, bo uznają forum za wartościowe.

    Bez regularnej współpracy przy takich pomniejszych wydarzeniach, uzupełniających w stosunku do dużych konferencji ogólnokrajowych, trudno o integrację środowiska, szczególnie dla młodszych badaczy.

    Słowem gorąco wierzymy, że transformacja PPM w forum dialogu przełożyłaby się choćby na podniesienie merytorycznego poziomu naszych prac (dzięki komentarzom innych tak jak w przypadku seminariów), czy większej otwartości na dzielenie się know-how, co pozwoli na wytworzenie solidarności między badaczami EŚW.

    Dzieląc się jedną informacją ze wszystkimi możemy liczyć na rewanż ze strony wielu osób, zatem głębsza współpraca w dłuższym okresie wszystkim się opłaca.

    OdpowiedzUsuń
  9. Odnośnie języka jaki został użyty przez Pana Milanovica, to muszę stwierdzić, że niestety radykalizacja postaw ludzi w całej Unii nie wróży najlepiej...

    OdpowiedzUsuń