Przed nieformalnym szczytem 27 państw UE, który odbył się 16 września w Bratysławie, Grupa Wyszehradzka zaproponowała, aby przyjąć koncepcję „elastycznej solidarności” w sprawie uchodźców. Zakłada ona, że państwa członkowskie samodzielnie – na podstawie swojego potencjału i doświadczenia – decydowałyby o tym, w jakiej formie będą uczestniczyć w unijnej polityce migracyjnej i rozwiązywaniu kryzysu uchodźczego. Wydaje się, że w ostatnich dniach koncepcja ta zyskuje uznanie najważniejszych polityków UE.
W ubiegły czwartek, po raz pierwszy od początku kryzysu imigracyjnego, szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker uznał argument polskich władz, że nasz kraj ponosi koszty migracji, ale ze Wschodu, bo przyjmuje u siebie Ukraińców. Jak powiedział Juncker podczas debaty w Komitecie Ekonomiczno-Społecznym: „w Polsce i na Węgrzech jest dużo uchodźców, którzy pochodzą z Ukrainy, podczas gdy jest ich niewielu w Europie Zachodniej. Tak więc trzeba włączyć do osądu nad innymi rzeczywistość, z którą się stykają na co dzień”.
Z danych Eurostatu wynika, że rzeczywistych „uchodźców” z Ukrainy jest niewielu (1575). Premier Szydło ponad pół roku temu podczas debaty w Parlamencie Europejskim mówiła jednak: „Polska przyjęła około miliona uchodźców z Ukrainy, ludzi, którym nikt nie chciał pomóc. Oni są dzisiaj u nas i pomagamy im”. Polski argument o Ukraińcach dotyczy więc raczej wysiłku i kosztów integracji całej ukraińskiej społeczności niż osób z oficjalnym statusem uchodźcy.
W miniony weekend koncepcję „elastycznej solidarności” częściowo poparł też szef Parlamentu Europejskiego, Martin Schulz. W wypowiedzi dla Frankfurter Allgemeine Zeitung stwierdził: „jeżeli moglibyśmy posunąć się naprzód w inny sposób, na przykład poprzez przesiedlenia (uchodźców) albo inne działania, to powinniśmy koniecznie spróbować (...). Będę się cieszyć, jeśli cztery państwa Grupy Wyszehradzkiej byłyby gotowe rozmawiać choćby o większym zaangażowaniu finansowym. Dobrze by było, gdybyśmy przyjęli tę ofertę”.
Wydaje się zatem, że przynajmniej na razie pomysł obowiązkowego i stałego rozdzielnika uchodźców w państwach członkowskich UE upadł. Dyplomaci unijni wskazują jednak, że „elastycznej solidarności” nie należy mylić ze zwolnieniem z obowiązku solidarności. Od autorów tej koncepcji będzie się oczekiwać bardzo konkretnego zaangażowania w ochronę wspólnych granic zewnętrznych czy pomoc uchodźcom poza UE.
Do koncepcji "elastycznej solidarności" świetnie pasuje propozycja abp Konrada Krajewskiego, papieskiego jałmużnika (polecam wywiad w "Czarno na białym" http://www.tvn24.pl/czarno-na-bialym,42,m/czarno-na-bialym-papieski-jalmuznik,679256.html), który tym, którzy są przeciwko przyjmowaniu uchodźców i dowodzą, że można przecież pomagać "na miejscu" mówi "to przyjedźcie na tydzień pomóc w wyławianiu ciał z Morza Śródziemnego" (on sam to robił!). Może dobry przykład daliby polscy politycy, tak straszący zalewem uchodźców, czy raczej "ekonomicznych imigrantów" - tydzień urlopu na Lampedusie, Kos, wybrzeżu Turcji, tyle że na wolontariacie w obozach dla uchodźców...
OdpowiedzUsuńCo do wolontariatu w Grecji, to nieprawnicza relacje z pobytu w Salonikach w te wakacje: http://magazynkontakt.pl/tam-i-teraz-widokowka-z-grecji.html.
OdpowiedzUsuń