W zeszłym tygodniu prezydent Trump oświadczył (wideo z oświadczeniem można obejrzeć m.in.
tutaj), że wojska USA wycofają się z Syrii, ponieważ spełniły swój cel, tj. pokonały ISIS. Podobno decyzja o wycofaniu się zapadła po środowej rozmowie Donalda Trumpa z prezydentem Turcji Erdoganem (który niewątpliwie ma interes w wycofaniu wojsk USA z regionu). Mimo że prezydent Trump nie sprecyzował, kiedy dokładnie ma nastąpić wycofanie wojsk (media
podają za prezydencką administracją, że ma być ono „pełne” i „natychmiastowe”; niektóre źródła mówią, że proces ten już się rozpoczął), już ponosi konsekwencje swojej decyzji – spadła na niego
krytyka własnej partii, a rezygnację ze stanowiska
złożył m.in. Sekretarz Obrony James Mattis.
Według komentatorów jest to jednak jedynie wierzchołek góry lodowej, ponieważ skutki decyzji prezydenta Trumpa będą o wiele poważniejsze – wśród niezliczonych komentarzy (do przeczytania m.in.
tu i
tu) wskazuje się, że wycofanie wojsk USA z Syrii spowoduje powstanie próżni w regonie, którą z jednej strony zajmą tureckie wojska chcące rozprawić się z Kurdami walczącymi w Syrii, a z drugiej – siły rządowe, które będą dążyć do odzyskania kontroli nad wschodnią częścią Syrii. Niewątpliwie zwycięzcą w całej sytuacji jest też Rosja, dla której obecności w Syrii przeciwwagą były Stany Zjednoczone, a która teraz będzie decydowała o przyszłości Syrii wraz z rządem Assada, jak również Iran, który swobodnie będzie mógł dalej budować przyczółki swojej obecności wojskowej w Syrii.
Amerykańska decyzja jest dosyć zaskakująca – jeszcze w 2018 r. Departament Stanu deklarował, że USA wycofają swoje wojska z Syrii dopiero kiedy „ISIS zostanie całkowicie pokonane”, albo nawet dopiero, kiedy uda się zneutralizować irańskie wpływy w Syrii i doprowadzić do upadku prezydenta Assada, co sugerowało długą obecność amerykańskich wojsk w tym państwie.