poniedziałek, 22 lutego 2021

"Restytucja" zbroi Zygmunta Augusta z Budapesztu do Krakowa: sukces czy wpadka polskiej dyplomacji kulturalnej?

 

Źródło: https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2021-02-17/zbroja-zygmunta-ii-augusta-przekazana-polsce
 
17 lutego 2021 r. na Zamku Królewskim na Wawelu w ramach obchodów jubileuszu 30-lecia Grupy Wyszehradzkiej (Grupa V4) odbyła się uroczystość przekazania do zbiorów polskich cennego eksponatu: dziecięcej zbroi paradnej Zygmunta II Augusta. Eksponat należący do grudnia 2020 r. do najcenniejszych skarbów Muzeum Narodowego w Budapeszcie został oficjalnie podarowany w imieniu państwa węgierskiego przez premiera Viktora Orbána, który stwierdził, iż "Oddaliśmy wam to, co zawsze było wasze" (zob. tu i tu). W uroczystości wzięli również udział premier RP Mateusz Morawiecki oraz wicepremier Piotr Gliński. W oficjalnych komunikatach rządów polskiego i węgierskiego, Zamku Królewskiego na Wawelu oraz w prasie polskiej wskazuje się na znaczenie tego daru dla współpracy międzynarodowej i regionalnej, podkreśla się walory artystyczne oraz wartość rynkową zbroi. W polskich mediach panuje atmosfera sukcesu i radości z faktu, iż zbroja polskiego króla powróciła do Ojczyzny. Mniej entuzjastycznie sprawa oceniana jest na Węgrzech. Czy węgierski dar to zatem powód do radości? Czy wpłynie on pozytywnie na stosunki kulturalne między tymi krajami i narodami? Czy jest to sukces polskiej dyplomacji, czy raczej możliwy powód przyszłych problemów?

Podstawowe pytanie, jakie rodzi się w tym kontekście, brzmi: dlaczego zbroja ta trafiła do Polski? Warto w tym miejscu zacytować post premiera Morawieckiego zamieszczony na facebooku w dniu 26 grudnia 2020 r. (zob. tu, pisownia oryginalna):  

Zapewne niewielu z nas zdawało sobie sprawę, że w zbiorach Muzeum Narodowego w Budapeszcie znajduje się renesansowa zbroja młodego Zygmunta II Augusta, przyszłego króla Polski, wykonana w XVI wieku jako dar Ferdynanda I z okazji zaślubin Zygmunta z Elżbietą, córką cesarza. 24 grudnia, w Wigilię Bożego Narodzenia, rząd węgierski podjął decyzję, by ta unikatowa pamiątka stanowiąca część historycznego dziedzictwa Polski, trafiła do naszych zbiorów muzealnych. To kolejny przykład naszych doskonałych relacji z Węgrami, partnerskiej współpracy oraz osobistej przychylności premiera Orbán Viktor. Zbroja Zygmunta II Augusta będzie zapewne jedyną, w pełni zachowaną, zbroją polskiego króla w obecnych zbiorach Rzeczpospolitej. Z istniejących dokumentów wynika, że została wykonana przez płatnerza z Innsbrucku, a monogram „E S” na jej napierśniku oznacza imiona Elisabetha i Sigismund. Być może zadajecie sobie Państwo pytanie w jaki sposób zbroja polskiego króla trafiła do Budapesztu? Otóż po I Wojnie Światowej, w ramach umowy o podziale zbiorów wiedeńskich przekazano ją do Budapesztu, bowiem uważano wówczas, że została wykonana z okazji zaręczyn wnuczki cesarza Maksymiliana I arcyksiężniczki Marii z Ludwikiem, synem węgierskiego króla Władysława II. Jednak w 1939 roku austriacki badacz Bruno Thomas ustalił, że nie ma żadnych wątpliwości, iż zbroja należała do Zygmunta II Augusta. Już niedługo, po kilkustet latach, wróci do Polski.”

Zacznijmy zatem od samego obiektu i jego proweniencji

Wedle dostępnych informacji niezwykle kunsztowna zbroja dziecięcia (156,8 cm wysokości) została wykonana w Innsbrucku na zlecenie dynastii Habsburgów. Do 1939 r. uważano, iż zleceniodawcą był cesarz Maksymilian I, a okazją - zaręczyny jego wnuczki Marii z 8-letnim Ludwikiem Jagiellończykiem, synem Władysława II króla Czech i Węgier. Uznawano, że wielokrotnie powtórzony na zbroi monogram "ES” odnosił się do św. Elżbiety Węgierskiej (albo Turyńskiej) (Elisabetha Sancta), patronki Węgier. Na podstawie dokumentów źródłowych (korespondencji z płatnerzem) oraz analizy stylistycznej i epigraficznej austriacki historyk sztuki, Bruno Thomas, ustalił, że to dzieło renesansowej sztuki płatnerskiej powstało na zlecenie wnuka cesarza Maksymiliana I, Ferdynanda Habsburga, arcyksięcia austriackiego, króla Czech i Węgier, późniejszego cesarza. Badacz ten wykazał, iż owa zbroja została zamówiona w znanym warsztacie insbruckim mistrza Jörga Seusenhofera przez arcyksięcia dla młodego Zygmunta Augusta, wówczas już wielkiego księcia Litwy i koronowanego za życia ojca króla Polski (Zygmunt Stary zm. w 1548 r.) z okazji jego planowanego ślubu z córką tegoż Ferdynanda, Elżbietą (Z. Żygulski jun., Broń w dawnej Polsce..., 1982, s. 196 (zob. tu). Innymi słowy, intencją zamawiającego było podarowanie zbroi jako prezentu ślubnego, a monogram odczytano jako "Elisabetha” i "Sigismundus”. Zaślubiny planowano na 1533 r.; Zygmunt miał wtedy 13 lat. Nie wiadomo jednak czy ten cenny podarek trafił do jego rąk (czy król miał szansę w ogóle go zobaczyć?) i czy znalazł się na dworze Jagiellonów. Zaślubiny odbyły się bowiem dopiero w 1543 r. Czy 23-letniemu władcy podarowano by zbroję chłopca? Przywoływane źródła tego nie potwierdzają. Zachowana w Królewskiej Zbrojowni w Sztokholmie dorosła zbroja Zygmunta Augusta nie wskazuje na to, aby król był nieprzeciętnie niskiego wzrostu i cherlawej postury.  Nie wydaje się również, aby tę cenną zbroję widział w zbiorach Zygmunta Augusta nuncjusz papieski Bernardo Bongiovanni, na którego słowa powołują się badacze (tu, s. 196). Wskazał on tylko: "widziałem także 20 zbroi królewskich, z których 4 przedziwnej roboty, mianowicie jedna z piękną rzeźbą i wysadzanemi srebrem figurami, wyrażającemi wszystkie odniesione przez przodków na Moskwie zwycięstwa. Kosztowała 600 szkudów. Na innych są inne zwycięstwa” (Opisanie Królestwa Polskiego przez Bernarda Bongiovanni, bpa Kamerynskiego z 1560 r. w: E. Rykaczewski, Relacje nuncjuszów apostolskich i innych osób o Polsce od roku 1548 do 1690, Berlin-Poznań 1864, t. 1, s. 99; zob. tu). Wzmianka ta raczej nie odnosi to zbroi młodzieńczej Zygmunta Augusta. Należy przypuszczać, iż gdyby nuncjusz widział zbroję podarowaną przez cesarza (Ferdynand Habsburg został cesarzem w 1558 r.), a raczej na pewno by mu takową okazano, to napisałby, że to dar i od kogo. Jak podają media zbroja, którą premier Orbán przekazał na Wawel, znajdowała się w inwentarzu zbiorów cesarzowej Marii Teresy, jako zbroja Ludwika Jagiellończyka (zob. tu), czyli przynajmniej od połowy XVIII w. ten cenny zabytek stanowił część kolekcji habsburskich.

Gdzie była wcześniej? Nie wiadomo, choć nic nie wskazuje, aby faktycznie trafiła do Polski. Tę lukę w czasie w doniesieniach medialnych wypełnia się stwierdzeniem, że zbiory Zygmunta Augusta "rozeszły się” po jego śmierci (tu i tu). Zatem z dużą dozą prawdopodobieństwa od momentu jej wytworzenia aż do 1933 r. zbroja nie opuściła Austrii. Wtedy to bowiem na podstawie umowy austriacko-węgierskiej z 1932 r. dotyczącej niektórych przedmiotów ze zbiorów muzealnych i bibliotecznych (zob. tu, s. 395 i n.) została przekazana z Wiednia do Muzeum Narodowego w Budapeszcie. Zgodnie z aneksem do tej umowy zbroja została określona jako należąca do Ludwika Jagiellończyka (zob. tu, s. 403). Stała się jednym z cenniejszych eksponatów tej instytucji.

Skąd roszczenie i „zwrot” do Polski?

Po zakończeniu I wojny światowej i w związku z powstaniem szeregu nowych państw w Europie Środkowej i Wschodniej, traktaty pokojowe z Niemcami, Austrią, Węgrami i Rosją zawierały postanowienia dotyczące nie tylko restytucji dóbr kultury wywiezionych w czasie konfliktu zbrojnego, ale również repatriacji tych, które zostały przemieszczone w okresie podlegania władzy jednego z tych wielonarodowych państw. W odniesieniu do kolekcji Habsburgów lub państwa austro-węgierskiego specjalne znaczenie miały przepisy art. 195 i art. 196 traktatu pokojowego z St. Germain z Austrią, oraz art. 177 traktatu pokojowego z Trianon z Węgrami, umożliwiały one bowiem składanie roszczeń do specjalnej komisji arbitrażowej oraz stanowiły podstawę negocjacji dwustronnych. Efektem tych ostatnich była cytowana umowa austriacko-węgierska, na podstawie której zbroja znalazła się w Budapeszcie. Polska ze swej strony domagała się wtedy wyłącznie zwrotu złotej czary króla Władysława IV (Aneks 3 do traktatu pokojowego z St. Germain).

Za Wojciechem Kowalskim, byłym Pełnomocnikiem Rządu RP do spraw Polskiego Dziedzictwa Kulturalnego za Granicą, należy powtórzyć, iż w prawie międzynarodowym publicznym do roszczeń dotyczących odzyskiwania utraconych dóbr kultury stosuje się generalnie trzy określenia: restytucja (odnosząca się do przedmiotów skradzionych lub zagrabionych), powrót (dotyczący przedmiotów wywiezionych niezgodnie z prawem w czasie pokoju – przemyt, wywóz bez zezwolenia), oraz repatriacja (która odnosi się do zwrotu przedmiotów w sytuacji sesji terytorialnej, powstania nowego państwa, lub dekolonizacji – zarówno w znaczeniu prawa międzynarodowego, jak i wewnętrznych procesów decentralizacji i emancypacji).

Odnosząc się do zbroi Zygmunta Augusta, wydaje się, iż podstawowym argumentem strony polskiej są cytowane ustalenia austriackiego historyka sztuki z 1939 r., który wykazał, że arcyksiążę Ferdynand zamówił ją dla młodego króla Polski. Zgodnie z podawanymi oficjalnie argumentami, zbroja nie powinna była trafić do Budapesztu, gdyż nie należała ona jak pierwotnie uważano do króla Ludwika Jagiellończyka, który zginął w bitwie z Turkami pod Mohaczem w 1526 r. (zob. tu i tu).

Ale czemu powinna trafić na Wawel? Jakie stoją za tym racje?

Przeprowadźmy mały test, składający się z argumentów prawnych oraz tych odzwierciadlających ogólne pojęcia słuszności i sprawiedliwości, które często pojawiają się w międzypaństwowych sporach dotyczących zwrotu dóbr kultury:

Czy przedmiot został ukradziony, zrabowany z Polski? – Nie.

Czy został wywieziony z terytorium Polski niezgodnie z prawem? - Nie.

Czy został on wykonany przez polskiego artystę lub rzemieślnika? – Nie.

Czy został zamówiony przez polskiego władcę lub postać historyczną, a jego wykonanie zostało opłacone z polskich środków publicznych lub prywatnych? – Nie i nie.

Czy przedmiot był kiedykolwiek w polskim władaniu? – Trudno powiedzieć.

Czy kiedykolwiek znalazł się na polskim terytorium? – Nie wiadomo, ale mało prawdopodobne.

Czy zatem może mieć on jednak większe znaczenie dla dziedzictwa kulturowego Węgier (Ferdynand Habsburg w 1533 r. był królem węgierskim)? A może Austrii? Zamówił ją przecież dwór arcyksięcia w Innsbrucku, tam ją wykonano, a przynajmniej od połowy XVIII w. notowana była w wiedeńskich kolekcjach Habsburgów. A jak możemy łączyć zbroję z dziedzictwem kulturowym Polski? Czy jedynym związkiem są niedoszłe w 1533 r. zaślubiny Zygmunta Augusta? A co ze znaczeniem dla dziedzictwa kulturowego Litwy? Zygmunt August został przecież wielkim księciem litewskim, zanim koronowano go na króla Polski, a w ubiegłym roku obchodzono w Wilnie hucznie 500-lecie urodzin tego władcy (zob. tu i tu).

Wydaje się, że jedynym argumentem za roszczeniami polskimi do zbroi jest rozszyfrowanie monogramu "ES”. Pierwsze próby jego podniesienia pojawiły się już w 1992 r. (zob. tu, s. 14). Nic nie wskazuje na to, aby od tamtego czasu dość wątłe podstawy polskich roszczeń uległy wzmocnieniu. Zdaje się, że dalej stanowią one oś argumentacji, wystosowanej tym razem osobiście przez szefa polskiego rządu (zob. tu).

Z dostępnych informacji wynika, iż de-akcesja zbroi, czyli wyłączenie jej ze zbiorów państwowych Muzeum Narodowego w Budapeszcie, była uzasadniona przez rząd premiera Orbána wykonaniem postanowień umowy między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Rządem Republiki Węgierskiej o współpracy kulturalnej i naukowej z 1992 r. (zob. tu), w szczególności tych dotyczących współpracy muzeów oraz instytucji zajmujących się ochroną i konserwacją zabytków oraz współpracy na rzecz ochrony integralności narodowego dziedzictwa kulturalnego obydwu stron. Decyzja o przekazaniu obiektu z 24 grudnia 2020 r. traktowana jest jednak przez obie strony w kategorii daru ("absolutnie wyjątkowego daru narodu węgierskiego dla narodu polskiego" (tu) lub raczej gwiazdkowego prezentu (zob. tu i tu)), jako że nie ma chyba żadnych podstaw prawnych, historycznych lub etycznych nakazujących państwu węgierskiemu takie działanie. 

Co dalej?

W Polsce reakcja mediów i muzealników jest niezwykle pozytywna. Dyrektor Zamku Królewskiego na Wawelu, prof. Andrzej Betlej, podziękował obu premierom w imieniu "wszystkich muzealników polskich, a także wszystkich, którym drogie jest dziedzictwo Węgier i Polski za ten wspaniały gest" (tu, minuta 13:25). Na Węgrzech wielu świadomych wagi dziedzictwa kulturowego i jego ochrony widzi jednak tę sprawę inaczej (zob. np. tu). Decyzja rządu odbierana jest mało entuzjastycznie, a argumenty za nią - jako pozbawione naukowych podstaw (zob. np. tu, tu). Przekazanie zbroi na Wawel traktowane jest właśnie jako motywowany politycznie podarek. Innymi słowy, szef rządu poszedł do muzeum państwowego i wybrał sobie coś, co mogłoby się spodobać sojusznikowi (zob. tu).

Wydaje się też, że używanie dóbr kultury pochodzących z muzeów i bibliotek narodowych jako oprawy sojuszy politycznych i handlowych jest współcześnie już dosyć mocno skompromitowane. Czy takie działanie, często odbierane przez opinię publiczną sojusznika jako upokarzające lub niesprawiedliwe, może być traktowane jako narzędzie dyplomacji kulturalnej i współpracy, w szczególności wtedy, gdy za "zwrotem”/"darem" nie stoją ani argumenty prawne, ani historyczne, ani moralne? Wyobraźmy sobie, że z okazji szczytu polsko-włoskiego rząd polski decyduje się zwrócić "Sąd Ostateczny” Memlinga z Gdańska do Florencji. Dzieło znalazło się w Gdańsku "przypadkiem”, zostało bowiem zagrabione przez gdańskich kaprów w drodze z Brugii do Florencji. Czy minister kultury może swobodnie dysponować takim obiektem dziedzictwa? Czemu akceptujemy takie postępowanie w końcu u zaprzyjaźnionego partnera?

 
Wydaje się, że cała sytuacja, oficjalne wręczenie na Wawelu i pokrętne argumenty kompromitują polską politykę restytucyjną, sprowadzając ją do czystej polityki, pozbawiając tym samym nie tylko argumentów prawnych, ale etycznych i naukowych. Mając na uwadze skalę polskich roszczeń dotyczących utraconych dóbr kultury, jak i roszczeń wobec Polski w tym zakresie, takie działanie wydaje się bardzo krótkowzroczne, nastawione wyłączne na doraźny zysk polityczny (zob. tu i tu). 
 
Więcej informacji tu, tu, tu i tu
 
*Autor niniejszego posta opublikował w 2015 r. monografię pt. State Succession in Cultural Property, Oxford University Press.

2 komentarze:

kw pisze...

Poważnie się zastanawiam wobec powyższego czy Bitwę pod Grunwaldem Matejki powinniśmy oddać Litwie (bo jest tam książę Witold) czy Niemcom (bo Ulrich von Jungingen.... Co prawda Litwa i Niemcy mogliby nie przyjąć, ale taki Łukaszenka...?

Andrzej Jakubowski pisze...

Pytania o przyszłe dary jak najbardziej zasadne. Przeglądając węgierskie reakcje na całą sytuację, można znaleźć sugestie co do tego, czym Polska mogłaby się teraz Węgrom zrewanżować. Na przykład:
"(Chciałbym zauważyć na marginesie, że rządy węgierskie w ciągu ostatnich trzydziestu lat nie były tak hojne, jeśli chodzi o cenne dzieła sztuki należące do żydowskich i nieżydowskich kolekcjonerów, oddane pod opiekę państwa węgierskiego przed 1945 rokiem). W każdym razie, ta zbroja jest miłym prezentem gwiazdkowym od Węgier dla Polski i z zapartym tchem czekam na gest odwzajemnienia. W szczególności mam na myśli pamiątki po Istvánie Báthorym, księciu Siedmiogrodu w latach 1576-1586, który jako Stefan Batory został królem Polski i wielkim księciem litewskim (1576-1586) i jest uważany za jednego z wielkich królów tego królestwa."
https://hungarianspectrum.org/2020/12/26/hungarian-media-stocking-stuffers-a-government-christmas-present-to-poland-and-two-interviews/