Zacznijmy od przypomnienia jak doszło do ludobójstwa w Rwandzie. W okresie kolonialnym, Niemcy, a potem Belgia, głosiły ideę, że zamieszkujące Rwandę dwie główne grupy ludności, Tutsi i Hutu znacznie różnią się od siebie. Państwem rządziła wówczas elita Tutsi, a ludność Hutu była wykorzystywana do najcięższych prac. Doprowadziło to do rewolty Hutu i przekazania przez Belgię władzy Hutu w 1959 r.; ok. 300 tys. Tutsi musiało szukać schronienia poza Rwandą. Kiedy w 1961 r. Rwanda stała się niepodległym państwem, Hutu byli główną siłą polityczną.
1 października 1990 r. Rwandyjski Front Patriotyczny (RFP), uformowany przez uchodźców Tutsi w Ugandzie zaatakował Rwandę, rozpoczynając wojnę domową. Jej wybuch pozwolił Hutu przedstawić w oczach społeczeństwa wszystkich Tutsi, niezależnie od tego czy mieli jakieś związki z RFP czy nie, jako zdrajców i wrogów Rwandy. Tutsi pokazywani byli jako obcy, a nie grupa pochodząca z Rwandy, podrzędna w stosunku do Hutu. Po trzech latach wojny, w sierpniu 1993 r., przedstawiciele Rwandyjskiego Frontu Patriotycznego oraz prezydent Rwandy Juvénal Habyarimana podpisali tzw. porozumienia z Aruszy (Arusha Peace Accords), które przewidywały zawieszenie broni, podział władzy, włączenie uchodźców Tutsi do rwandyjskiego społeczeństwa oraz demokratyzację Rwandy.
Szybko jednak okazało się, że spokój w Rwandzie był pozorny i wystarczyła jedna iskra, aby doprowadzić do tragedii. 6 kwietnia 1994 r. został zestrzelony samolot, którym lecieli prezydent Rwandy Habyarimana oraz prezydent Burundi Cyprien Ntaryamira. Obaj prezydenci, pochodzący z plemienia Hutu, zginęli na miejscu. O zamach oskarżono Tutsi, chodź do dzisiaj nie ma jednoznacznych dowodów na to, kto jest odpowiedzialny za zestrzelenie samolotu. Z pewnością jednak to wydarzenie było bezpośrednią przyczyną ludobójstwa, które datuje się, że miało miejsce od 7 kwietnia do 15 lipca 1994 r. W wyniku popełnionych zbrodni zginęło ok. 800 tysięcy Tutsi i wielu Hutu o umiarkowanych poglądach.
Od dawna wskazuje się, że ludobójstwu można było zapobiec lub je powstrzymać (albo przynajmniej ograniczyć jego skalę), ponieważ część społeczności międzynarodowej wiedziała o pierwszych sygnałach wskazujących na to, że w Rwandzie może dojść do masakry albo dochodziły do niej informacje o popełnianych zbrodniach. 11 stycznia 1994 r. kierujący United Nations Assistance Mission for Rwanda (UNAMIR) generał Romeo A. Dallaire przesłał do doradcy wojskowego Sekretarza Generalnego ONZ telegram, w którym poinformował, że nawiązał kontakt z informatorem, który opowiedział mu o planach prowokacji, która miała doprowadzić do wycofania się belgijskich żołnierzy z Rwandy, obozach treningowych, spisie Tutsi, który może być użyty przy ich eksterminacji oraz ukrytych zapasach broni. Generał Dallaire zaproponował, że UNAMIR powinna podjąć działania w ciągu kolejnych 36 godzin. ONZ uważała jednak, że taka operacja wykraczałaby poza mandat UNAMIR, a zamiast tego gen. Dallaire miał zawiadomić o całej sytuacji prezydenta Habyarimana. Ostatecznie ONZ nie została nigdy poinformowana przez prezydenta Rwandy o tym jaki był ciąg dalszy sprawy, podczas gdy sama nie podjęła żadnych kolejnych działań (zob. Raport Rady Bezpieczeństwa ONZ, s. 10-12).
Ujawnione w 2004 r. dokumenty pokazały, że o wydarzeniach w Rwandzie wiedziały Stany Zjednoczone. Już po 16 dniach od rozpoczęcia, wysoko postawieni amerykańscy urzędnicy używali w prywatnych rozmowach słowa „ludobójstwo” na określenie wydarzeń w Rwandzie. Nie zostało jednak opublikowane żadne oficjalne oświadczenie, ponieważ urzędujący wówczas prezydent Bill Clinton zdecydował, że USA nie będę interweniować w Afryce. W czasie przemówienia wygłoszonego w Kigali w 1998 r., prezydent Clinton powiedział, że nie docenił skali zbrodni popełnianych w Rwandzie, choć z odtajnionych dokumentów wynika, że amerykański wywiad informował o „ostatecznym rozwiązaniu mającym na celu eliminację wszystkich Tutsi” jeszcze zanim ludobójstwo weszło w decydującą fazę.
Nie tylko zresztą państwa nie były zainteresowane sprawą – także media nie relacjonowały wydarzeń w Rwandzie, zajęte innymi problemami polityki zagranicznej, w tym wojną na Bałkanach czy zapowiedzianymi na 27 kwietnia 1994 r. pierwszymi demokratycznymi wyborami w RPA. Rwanda wydawała się przy tym małym, nieznaczącym afrykańskim państwem, gdzie dwa plemiona toczą między sobą walki, o czym nie warto wspominać.
W tym kontekście zupełnie inny wydźwięk ma raport przygotowany przez komisję powołaną przez prezydenta Emmanuela Macrona pod przewodnictwem historyka Vincenta Duclerta pt. "La France, le Rwanda et le génocide des Tutsi (1990-1994)" (raport jest dostępny tutaj, ale jedynie w j. francuskim).
W raporcie zauważono, że Francja utrzymywała z Rwandą bliskie stosunki od lat 70. Teoretycznie Paryż stawiał rządowi w Kigali warunki związane z demokratyzacją państwa i równym traktowaniem wszystkich obywateli w zamian za pomoc rozwojową i, jeśli będzie to konieczne, wojskową. Niemniej jednak, bliska przyjaźń François Mitterranda z prezydentem Habyarimanem powodowała, że stawiane wymagania często były łagodzone, bo priorytetem była pomoc i ochrona rwandyjskiego prezydenta (s. 967-968 raportu).
W kluczowym fragmencie raportu Komisja starała się odpowiedzieć na pytanie o odpowiedzialność Francji: „Czy mimo wszystko Francja jest współwinna ludobójstwa Tutsi? Jeśli przez to rozumiemy chęć przyłączenia się do ludobójczego zamachu, nic w sprawdzonych archiwach tego nie potwierdza. Mimo to Francja od dłuższego czasu inwestowała w reżim, który zachęcał do rasistowskich masakr. Pozostała ślepa na przygotowania do ludobójstwa dokonywane przez najbardziej radykalne elementy tego reżimu. Przyjęła zero-jedynkowy wzór, przeciwstawiający sobie z jednej strony przyjaciela Hutu w postaci prezydenta Habyarimana, a z drugie strony wroga określanego jako „ugandyjsko-Tutsi” na oznaczenie RFP. W trakcie ludobójstwa, zwlekała zerwanie z rządem tymczasowym, który je przeprowadzał i cały czas uznawała zagrożenie ze strony RFP za najważniejsze ze swoich zmartwień. Zareagowała późno operacją Turquoise, która pozwoliła ocalić wiele żyć, ale nie tych ogromnej wiekszości rwandyjskich Tutsi, którzy zostali eksterminowani w pierwszych tygodniach ludobójstwa. W związku z tym badania pokazują szereg odpowiedzialności, ciężkich i przytłaczających."
W podrozdziale zatytułowanym „Przytłaczająca odpowiedzialność”, Komisja wskazała, że „Odpowiedzialność ta ma charakter polityczny, ponieważ władze francuskie były nieprzerwanie zaślepione popierając rasistowski, skorumpowany i brutalny reżim (…). We Francji na zaniepokojenie ministrów, parlamentarzystów, wyższych urzędników i intelektualistów reagowano jedynie obojętnością, odrzucano je lub przypisywano złą wiarę. Ta zgodność z władzami rwandyjskimi wynika z woli głowy państwa i kierownictwa Republiki. Uznanie odpowiedzialności politycznej wprowadza odpowiedzialność instytucjonalną, zarówno cywilną, jak i wojskową." (s. 966-973)
Na podstawie rezolucji RB ONZ 929 z 22 czerwca 1994 r., Francja rozpoczęła w Rwandzie tzw. operację Turquoise, której zadaniem było przede wszystkim stworzenie bezpiecznych stref dla uciekających przed ludobójstwem. Jak wynika z raportu, francuskie władze rzeczywiście stawiały sobie cele humanitarne i chciały pozostać neutralne wobec stron konfliktu, ale jednocześnie od razu zidentyfikowały siły RFP jako największe źródło zagrożenia. Według raportu, Francuzom faktycznie udało się uratować przed ludobójstwem wiele tysięcy Tutsi (co często bywa kwestionowane), ale jednocześnie w utworzonych bezpiecznych strefach mieli też znaleźć się Hutu – sprawcy ludobójstwa, których francuscy żołnierze nie zatrzymali. Francja do końca liczyła, że uda się doprowadzić do powrotu Hutu do władzy w Rwandzie.
W raporcie trzykrotnie pojawia się wzmianka o Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa. Po pierwsze, jest o niej mowa w kontekście Statutu Trybunału Karnego ds. byłej Jugosławii przyjętego w 1993 r. – art. 4 Statutu stanowi odzwierciedlenie art. 2 i 3 Konwencji. Francja brała bezpośredni udział w pracach nad Statutem, a zdaniem twórców raportu, to doświadczenie francuskich władz ma decydujące znaczenie w analizie, kto jest ewentualnie odpowiedzialny za ludobójstwo w Rwandzie (s. 626-627). Po drugie, kiedy Rada Bezpieczeństwa ONZ w rezolucji 935 zwróciła się do państw z żądaniem przekazania niezależnej Komisji Ekspertów wszystkich informacji o możliwych naruszeniach Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, Francja przekazała takie informacje, ale w większości popełnione zbrodnie przypisała RFP (s. 628-629). Po raz trzeci o Konwencji jest mowa w kontekście raportu przedłożonego Komisji Praw Człowieka ONZ (s. 912).
Twórcy francuskiego raportu jednak nie odwołują się do odpowiedzialności Francji na podstawie art. 1 Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, który stanowi, że: „Umawiające się Strony potwierdzają, że ludobójstwo, popełnione zarówno w czasie pokoju jak podczas wojny, stanowi zbrodnię w obliczu prawa międzynarodowego, oraz zobowiązują się zapobiegać tej zbrodni i karać ją.” Co ciekawe, mimo tego, że raport wiele razy sugeruje, że Francja nie dopeniła swoich obowiązków politycznych, moralnych czy etycznych, ani razu nie pojawia się w nim nie tylko wzmianka o obowiązkach prawnych czy międzynarodowoprawnych Francji, ale wprost nie pada w ogóle stwierdzenie, że "Francja jest odpowiedzialna za ludobójstwo w Rwandzie." Nagłówki pojawiające się w niektórych mediach np. "France bears ‘overwhelming responsibilities’ over Rwanda genocide" czy "France Has ‘Overwhelming’ Responsibility for Rwanda Genocide, Report Says" są więc dużą nadinterpretacją raportu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz