W piątek Zgromadzenie Ogólne wybrało Polskę na członka Rady Bezpieczeństwa z kadencją 2018-2019. W głosowaniu Polska uzyskała 190 głosów popierających. Żadne z państw nie głosowało przeciwko (zobacz informację tutaj). Stąd słynne 190:0. Wybór Polski wywołał lawinę komentarzy w mediach. Od prawa do lewa pojawiały się opinie, które można skwitować jako po prostu niekompetentne czy głupie, ale od piątku wszyscy jesteśmy ekspertami od polityki globalnej i od prawa organizacji międzynarodowych w szczególności.
Niewątpliwie w grę wchodziły ogromne emocje, więc spuśćmy zasłonę milczenia na autorów poszczególnych twierdzeń i skupmy się na meritum.
Oto lista niesławnych komentarzy i nasza odpowiedź na nie:
Wybór Polski to żaden wyczyn, bo nie mieliśmy konkurenta - Tak to prawda, że Polska miała tzw. clean slate, ale akurat w grupie Europy Wschodniej to dość wyjątkowa sytuacja, zdarzały się przecież długie głosowania i dzielenie kadencji, jak w 1960-1961 przez Polskę i Turcję (rekordem było 154 rund głosowań w 1979 r., gdy państwa nie mogły zdecydować się czy grupę państw Ameryki Łacińskiej i Karaibów miała reprezentować Kolumbia czy Kuba - w końcu wybrano Meksyk:). Wypracowanie tzw. clean slate to duży sukces negocjacyjny, a dodajmy, że wcale nie było pewne, iż Bułgaria wycofa się z kandydowania, skoro swoją kampanię prowadziła dłużej i co ważniejsze przegrała w okropnym stylu wyścig o stanowisko Sekretarza Generalnego. Wielokrotnie jednak na blogu zaznaczaliśmy, czy cena uzyskania miejsca w RB nie jest dla nas za droga, biorąc pod uwagę fakt rezygnacji przez Polskę z innych stanowisk w strukturach ONZ właśnie w celu uzyskania niestałego członkostwa w RB (zobacz nasze komentarze tutaj, tutaj). I jeszcze jedno, nawet posiadając tzw. clean slate, dane państwo musi uzyskać niebagatelną liczbę 2/3 głosów w ZO. Gdyby Polska była izolowana, potępiana, lekceważona, jak chcą to przedstawiać niektórzy, owej większości Polska mogłaby nie uzyskać.
Wybór Polski nic nie znaczy, skoro wybrano również Wybrzeże Kości Słoniowej, Gwineę Równikową, Kuwejt czy Peru - teoretycznie są dwa kryteria wyboru do RB: 1. wkład w utrzymanie pokoju i bezpieczeństwa; 2. klucz geograficzny. W praktyce decyduje ten drugi, ale lista państw, które nigdy nie zasiadały w RB jest naprawdę długa (np. są na niej Łotwa i Estonia..., zob. pełną listę tutaj). Nie ma też co dyskredytować nowowybranych członków, może komuś nie imponuje WKS, ale to właśnie w tym państwie działa misja UNOCI, Gwinea Równikowa ma duże znaczenie z punktu widzenia zwalczania piractwa w Zatoce Gwinejskiej, Peru jest znaczącym dostarczycielem sił mundurowych do misji pokojowych (obecnie 229 osób, gdy Polska ma jedynie 8, zobacz tutaj), a Kuwejt z racji swojego położenia i roli w konfliktach na Bliskim Wschodzie może mieć swoją rolę do odegrania. Nie lekceważmy więc tych państw, bo to świadczy tylko o naszym mocno europocentrycznym spojrzeniu.
Wybór Polski należy dyskredytować, gdyż startowaliśmy w grupie tzw. Europy Wschodniej co jest reliktem zimnej wojny - Podział na grupy rzeczywiście wywodzi się z czasów zimnej wojny, ale obowiązuje i nie mamy możliwości startowania z grupy Ameryki Łacińskiej, sorry. Gra się według ustalonych zasad, albo wychodzi z organizacji, nie ma więc co mieć pretensji do tego, że właśnie z tej grupy startowaliśmy. Innej możliwości nie mieliśmy.
Polska była już kilkukrotnie członkiem RB, i to nawet w czasie stanu wojennego (1982-1983) więc dostanie się do tego klubu nie jest żadnym wyczynem - Jest wyczynem, patrząc na listę państw, które nigdy do RB się nie dostały. A dla Polski to już szósta! kadencja (poprzednie kadencje były na lata 1946 – 1947, 1960, 1970 – 1971, 1982 – 1983, 1996 – 1997). Fakt, że byliśmy członkami RB w okresie stanu wojennego nie dyskredytuje ani RB, ani nas. RB to organ polityczny, mający główną rolę w utrzymaniu pokoju i bezpieczeństwa, rozmawia się z każdym, nawet z Koreą Północną, a wybór Polski na lata 1982-1983 wynikał z ówczesnego układu sił w ZO, ani to powód do dumy, ani do bicia się w piersi.
Członkiem RB była Ukraina, a nie uchroniło ją to od agresji i innych naruszeń jej suwerenności - problemem Ukrainy jest to, że agresji przeciwko niej dokonał stały członek RB dysponujący prawem weta (i to zanim Ukraina weszła do RB), ale dzięki obecności Ukrainy w RB, sprawa jej suwerenności była dyskutowana, a Ukraina miała lepszy dostęp do przedstawicieli dyplomatycznych wielkich mocarstw. Pytanie, czy ten czas w RB Ukraina efektywnie wykorzystała.
Rada Bezpieczeństwa jest nieskuteczna i obecnie nie ma żadnego znaczenia - oczywiście, że RB nie jest w stanie zapobiec wszelkim konfliktom, zwłaszcza tym, w które angażują się stali członkowie RB, jednak to tam decyduje się (a przynajmniej dyskutuje) o kluczowych kwestiach dla bezpieczeństwa. Nawet jeśli jest to tylko dyskusja, Polska może wpłynąć na przekonanie innych państw do zastosowania indywidualnych albo w ramach innych organizacji sankcji wobec nawet stałego członka RB.
Członkostwo Polski w RB jest dowodem na mocarstwowość Polski - bez przesady. W RB zasiadają mniejsze i większe państwa, właśnie klucz geograficzny ma zapewnić możliwość uczestnictwa w RB tym państwom, które mocarstwami nie są. Członkiem RB w przeszłości były Dżibuti, Mauritius, które do potęg trudno zaliczyć. Faktem jest jednak, że członkostwo w RB sprawia, że wielkie mocarstwa będą zabiegać o głos Polski przy różnego rodzaju głosowaniach, by pokazać jedność, poparcie dla danej idei itp.
Wybór Polski jest dowodem, że Polska jest państwem demokratycznym, respektującym prawa człowieka - nie proszę państwa, to żaden dowód, to tak, jakby z faktu, iż Arabia Saudyjska zasiada w Komisji NZ ds. kobiet (zobacz info tutaj) wywodzić, że jest championem w respektowaniu praw kobiet...wyborami rządzi polityka i geografia!
Wybór Polski to nie jest sukces obecnej ekipy rządzącej tylko starań rozpoczętych jeszcze przez prezydenta Bronisława Komorowskiego i ministra Radosława Sikorskiego/Wybór Polski to efekt rocznych starań PiSu - wybór do RB jest efektem wieloletnich starań, które nie mogą ograniczyć się do starań jednego rządu. Polityka zagraniczna to gra zespołowa, w której gramy do jednej bramki i wymagana jest - przynajmniej do pewnego stopnia - kontynuacja. Ani rząd PiSu nie mógłby zapewnić nam wyboru, gdyby kampanię rozpoczął dopiero wraz z objęciem rządów, ani rząd PO nie mógł nam zapewnić wyboru, gdyby wątpliwości ministra Waszczykowskiego wyrażone na kilka dni przed objęciem stanowiska MSZ przeważyłyby na rzecz odpuszczenia wyścigu...Wynik 190:0 to efekt wielu lat pracy, w tym rozmów z takimi państwami jak St Kitts and Nevis (czyli słynnym San Escobar).
Jesteśmy tak dobrze postrzegani, że pewnie za dwa lata wybiorą nas ponownie do RB - nie, wyścig o kadencję 2020-2021 już trwa i Polska nie bierze w nim udziału (w 2019 o wybór z naszej grupy ubiega się Estonia, a w 2021 r. ubiega się Albania), a nawet gdyby Polska nagle ogłosiła, że jest kandydatem, jej szanse na wybór byłyby zerowe, biorąc pod uwagę, że jeszcze nie zdarzyło się, aby dane państwo było wybrane na dwie kadencje z rzędu (zobacz tutaj), co zresztą jest wykluczone w świetle art. 23 Karty Narodów Zjednoczonych, który stanowi: "Członek ustępujący nie może być ponownie wybrany na następujące bezpośrednio dwulecie".
Podsumowując, dla każdego państwa członkostwo w RB to duży sukces dyplomatyczny, najważniejsze jednak, aby sukces wyboru przekuto na sukces efektywnego uczestnictwa w obradach Rady, czego Polsce każdy z nas powinien życzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz