Jakiś czas temu pisaliśmy o możliwej polityce handlowej Stanów Zjednoczonych po zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich (por. z naszym postem z listopada 2016 r.). Niedługo upływa 5 miesięcy nowej prezydentura warto więc pokusić się o małe podsumowanie. Do jakiego stopnia administracja Trumpa zrealizowała jego zapowiedzi wyborcze w odniesieniu do handlu międzynarodowego?
Najważniejszym wydarzeniem pierwszego okresu prezydentury jest bez wątpienia wycofanie się 23 stycznia 2017 r. (a więc 3 dni po objęciu urzędu) z porozumienia w sprawie utworzenia Partnerstwa Transpacyficznego (Trans-Pacific Partnership). Umowa ta ta miała powołać do życia największą strefę wolnego handlu w rejonie Azji i Pacyfiku, która obejmowałaby w sumie 12 państw (Australię, Brunei, Kanadę, Chile, Japonię, Malezję, Meksyk, Nową Zelandię, Peru, Singapur, Stany Zjednoczone i Wietnam). Trump uznał jednak, że otwiera ona zbyt szeroko amerykański rynek dla zagranicznych partnerów (a tym samym może wpłynąć na zwiększenie się deficytu handlowego). Większość ekspertów uznała ta decyzje za błędną, wskazując na (wątpliwe) krótkoterminowe korzyści polityczne oraz strategiczne długoterminowe straty. W tym kontekście podkreślano przede wszystkim, że Stany Zjednoczone oddają pole w Azji Chinom i podważają zaufanie swoich dotychczasowych sojuszników - nie zapominajmy bowiem, że to właśnie USA były inicjatorem porozumienia (por. np. z ciekawą analiza którą można znaleźć tu).
Prezydent Trump zapowiadał również w kampanii wycofanie się Stanów Zjednoczonych z Porozumienia NAFTA (nazywając go „the worst trade deal ever signed by the United States”). Nie doszło tu jednak to żadnej rewolucji. W maju 2017 r. Trump zawiadomił Kongres, że planuje rozpoczęcie renegocjacji umowy (same negocjacje mogą rozpocząć się dopiero po upływie 90 dni od złożenia zawiadomienia). Dokument ten ma jednak bardzo wyważony charakter i nijak ma się do obietnic składanych w trakcie kampanii. Wskazuje on na konieczność modyfikacji reguł w zakresie ochrony praw własności intelektualnej, handlu elektronicznego, statusu spółek państwowych, bezpieczeństwa żywności oraz ochrony praw pracowniczych oraz ochrony środowiska. Żaden z tych obszarów nie budzi większych kontrowersji. Co ciekawe wcześniejszy projekt listu (zob. tu) rozesłany w marcu do kongresmenów był bardziej rewolucyjny. Przewidywał on miedzy innymi możliwość wprowadzenia specjalnych środków ochronny w przypadku nagłego napływu importowanych towarów, szerszego otwarcia rynków Meksyku oraz Kanady dla amerykańskiego eksportu, itp.
Nie doszło również po podjęcia jakiś bardziej zdecydowanych działań przeciwko Chinom (przypomnijmy, ze Trump wielokrotnie oskarżał ten kraj o manipulacje waluta dzięki czemu jego eksport do Stanów Zjednoczonych był bardziej konkurencyjny) – albo jednostronnie albo z wykorzystaniem procedur przewidzianych przez prawo WTO. Ta narracja, przynajmniej tymczasowo, znikła. W jednym z wywiadów Trump przyznał wręcz, że Chiny nie manipulują swoją walutą. Ta zmiana nie powinna dziwić. Dla Trumpa Chiny stały się niespodziewanie ważnym partnerem niezbędnym do tego by rozwiązać kryzys w Korei Północnej. Jeżeli jednak nie będzie postępu w tym obszarze można spodziewać się powrotu starej retoryki.
Nowym chłopcem do bicia (oczywiście obok Meksyku) stały się natomiast Niemcy. Trump zarzucił kilkukrotnie temu krajowi prowadzenie zbyt ekspansywnej polityki eksportowej. W jej efekcie Stany Zjednoczone notują 65 mld USD deficyt handlowy (dane za amerykańskim Biurem Statystycznym). Tak ostra reakcja stanowi pewne zaskoczenie. Całkowity deficyt Stanów Zjednoczonych wynosi 502 mld USD (2016), przy czym Chiny odpowiadają za 347 mld, a Japonia za 69 mld USD. Niemcy znajdują się dopiero na 3 miejscu (zaraz za nimi jest Meksyk z 63 mld USD). Z drugiej jednak strony znaczna część ekonomistów już wcześniej krytykowała politykę Niemiec (ograniczanie wzrostu płac i tym samym popytu wewnętrznego który zmusza niemieckie firmy do wzmożonego eksportu, niskiej wyceny Euro która podnosi konkurencyjność niemieckiego eksportu). Warto również zwrócić uwagę, że pomimo iż deficyt handlowy z Niemcami jest 7-krotnie niższy niż ten które Stany Zjednoczone notują z Chinami jego struktura jest zupełnie odmienna. To przede wszystkim towary wysoko przetworzone i zaawansowane technologiczne. W większości są one eksportowane przez niemieckie spółki, tymczasem w przypadku chińskiego eksportu znaczną jego część stanowią zakupy amerykańskich firm które tylko zlecają produkcje Chinom (albo robią to same poprzez swoje spółki zależne). Nie jest jasne jakie będą kolejne kroki Trumpa wobec Niemiec. Być może Stany Zjednoczone zdecydują się rozpoczęcie jakimś postepowań ochronnych lub antydumpingowych w określonych branżach. Nie można również wykluczyć szeregu nowych postepowań w ramach WTO.
Warto również dodać, że negocjacje dotyczące Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji (Transatlantic Trade and Investment Partnership, por. z naszymi wcześniejszymi wpisami tu oraz tu) zostały zawieszone. TTIP miało być porozumieniem handlowym które tworzyłoby strefę wolnego handlu pomiędzy Unią Europejską a Stanami Zjednoczony. Ostatnie runda negocjacyjna odbyła się w październiku i od tego czasu strony nie prowadzą oficjalnych rozmów. Szansa na ich ponowne uruchomienie wydaje się dość niewielka. Trump wielokrotnie wskazywał że jest to złe, z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych, porozumienie. Ale znając obecnego prezydent niczego nie można być pewnym. Dokonała on już bowiem tylu dramatycznych zwrotów że może chcieć dodać do swojej kolekcji jeszcze jeden.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz