Na informację dotyczące wzmocnienia przez państwa nordyckie współpracy w zakresie obrony oraz wspólnych ćwiczeń sił zbrojnych państw nordyckich z państwami NATO (zobacz tutaj, tutaj) Rosja zareagowała bardzo negatywnie. Zdaniem Rosji współpraca państw nordyckich jest wymierzona oczywiście w Rosję. Według niej państwa nordyckie prowadzą politykę konfrontacji, a Finlandia oraz Szwecja, które nie są członkami NATO, zbyt mocno zbliżają się do sojuszu. Państwa nordyckie zdecydowały m.in. dzielić się informacjami dotyczącymi ruchów na morzu i w przestrzeni powietrznej, wzmocnić wspólną cyberobronę, prowadzić wspólne ćwiczenia, rozważyć powołanie wspólnej misji sił powietrznych, udostępniać sobie bazy sił powietrznych. Nacisk na obronę powietrzną jest zrozumiały, gdyż to właśnie siły powietrzne odgrywają najważniejszą i najbardziej niszczycielską rolę w czasie konfliktu zbrojnego.
Prace nad tzw. Nordyckim Paktem Obronnym i ewentualnym powołaniem skandynawskich sił zbrojnych trwają od kilku lat. Zbliżenie do NATO jest również zrozumiałe z dwóch względów.
Po pierwsze, państwa nordyckie mogą czuć się zagrożone ze strony Rosji z powodu licznych naruszeń suwerenności państw nordyckich i bałtyckich (doszło do pogwałcenia przestrzeni powietrznej, Estonii, Łotwy, Litwy i Szwecji, okręt podwodny wpłynął na wody szwedzkie, rosyjskie samoloty niebezpiecznie blisko zbliżały się do samolotów szwedzkich zarówno wojskowych, jak i cywilnych) i gdy dochodzi do symulacji przez Rosjan ataku na duńską wyspę Bornholm czy ćwiczeń w pobliżu granicy z państwami bałtyckimi i nordyckimi. Tego typu zdarzenia trudno zakwalifikować jako agresję, gdyż nie osiągają odpowiedniego poziomu naruszenia norm o użyciu siły (zob. art. 2 definicji agresji z Rezolucji ZO nr 3314 z 1974 r.). Można jednak przyjąć, że stanowią groźbę użycia siły zbrojnej, która jest zabroniona w świetle art. 2 ust. 4 Karty Narodów Zjednoczonych.
Po pierwsze, państwa nordyckie mogą czuć się zagrożone ze strony Rosji z powodu licznych naruszeń suwerenności państw nordyckich i bałtyckich (doszło do pogwałcenia przestrzeni powietrznej, Estonii, Łotwy, Litwy i Szwecji, okręt podwodny wpłynął na wody szwedzkie, rosyjskie samoloty niebezpiecznie blisko zbliżały się do samolotów szwedzkich zarówno wojskowych, jak i cywilnych) i gdy dochodzi do symulacji przez Rosjan ataku na duńską wyspę Bornholm czy ćwiczeń w pobliżu granicy z państwami bałtyckimi i nordyckimi. Tego typu zdarzenia trudno zakwalifikować jako agresję, gdyż nie osiągają odpowiedniego poziomu naruszenia norm o użyciu siły (zob. art. 2 definicji agresji z Rezolucji ZO nr 3314 z 1974 r.). Można jednak przyjąć, że stanowią groźbę użycia siły zbrojnej, która jest zabroniona w świetle art. 2 ust. 4 Karty Narodów Zjednoczonych.
Po drugie, m.in. Szwedzi niejednokrotnie podkreślali, że choć nie są w NATO, to nie wyobrażają sobie, iż w razie ataku na jedno z państw nordyckich, NATO nie stanie w ich obronie. Sekretarz Generalny NATO podkreślał jednak, że prawo do kolektywnej obrony ze strony NATO mają tylko
członkowie Paktu („Nie można być poza NATO i jednocześnie chcieć
wszystkiego, co NATO oferuje" - zobacz tutaj). O ile jednak wzmacnianie swej obrony nie można traktować jako odejścia od polityki neutralności (wszak i Szwajczarzy utrzymują swe siły zbrojne, którym - na marginesie - niejednokrotnie przypadkowo udawało się naruszyć integralność terytorialną Liechtensteinu...), to już wspólne ćwiczenia z NATO z pewnością nie mieszczą się w polityce neutralności... Szwecja zapewne pamięta, że ogłoszenie neutralności nie gwarantuje bezpieczeństwa, o czym przekonała się neutralna Belgia w czasie pierwszej wojny światowej. Na Radę Bezpieczeństwa też nie ma co liczyć, skoro zasiada w niej z prawem weta Rosja. Najwidoczniej woli postawić na dopuszczalną w świetle art. 51 KNZ kolektywną samoobronę najlepiej przy współpracy z NATO - sojuszem, który w tym roku obchodzi 66 rocznicę powstania (zobacz tutaj).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz