W środę 5 lipca, tuż przed szczytem G20, Unia Europejska i Japonia ogłosiły osiągnięcie porozumienia politycznego w sprawie umowy handlowej – Umowy o partnerstwie gospodarczym. 6 lipca zostało to potwierdzone oficjalnie przez japońskiego premiera Shinzō Abe oraz przewodniczącego Komisji Europejskiej Jean-Claude Junckera i przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska. Czy to oznacza koniec trwających od marca 2013 r. negocjacji? Nie do końca.
Celem negocjacji było i jest zawarcie klasycznej umowy o liberalizacji gospodarczej. Na jej podstawie stworzona zostanie strefa wolnego handlu, czyli zostanie zniesione ok. 99% ceł (po upływie 7-letniego okresu przejściowego). Jest to jednak także umowa o integracji gospodarczej (zgodnie z nomenklaturą przyjęta w prawie WTO), czyli zliberalizowany zostanie handel usługami w stopniu większym niż wynika to ze zobowiązań w ramach WTO. A jeśli liberalizacji usług, to także do pewnego stopnia inwestycji (bo to jeden ze sposobów świadczenia usług, tzw. obecność handlowa). Współczesne umowy handlowe obejmują jednak także wiele innych zagadnień pośrednio związanych z handlem, takich jak reguły konkurencji, ochrona środowiska i zrównoważonego rozwoju, standardy pracy, ochrona praw konsumentów czy reguły własności intelektualnej. Chociaż nie są to zagadnienia stricte handlowe, ich regulacja wpływa na przedsiębiorstwa, a tym samym stosunki handlowe. Wszystkie te kwestie oczywiście także znajdą się w umowie unijno-japońskiej. Umowie gospodarczej będzie towarzyszyła jej polityczna siostra – umowa o partnerstwie strategicznym (podobny model zastosowano także w przypadku Kanady). Pod względem gospodarczym będzie to największa umowa UE, która nie ma ustanowionej strefy wolnego handlu z tak dużym gospodarczo partnerem.
Osiągnięcie politycznego porozumienia nie ma znaczenia prawnego. Jest ważne o tyle, o ile oznacza, iż strony porozumiały się co do najważniejszych negocjowanych kwestii. Tekst umowy nie jest jednak jeszcze gotowy. Z tego względu w zasadzie jedynym wynikiem negocjacji jest uzgodniony podczas zeszłotygodniowego szczytu dokument The Agreement in Principle, który zawiera najważniejsze uzgodnienia, a także określa obszary, w których nie udało się osiągnąć porozumienia. Do takich kluczowych obszarów należy ochrona inwestycji i rozwiązywanie sporów inwestycyjnych, gdyż Japończycy nie zgodzili się na koncepcję sądu arbitrażowego postulowaną przez UE, a ta z kolei stoi a stanowisku, że nie ma powrotu do systemu arbitrażowego. W tym przypadku możliwy wydaje się scenariusz, w którym kwestia ochrony inwestycji (tradycyjnie regulowana w BITach) pozostanie poza zakresem umowy.
Komisja Europejska, kontynuując zapoczątkowaną przy okazji TTIP politykę transparentności negocjacji, ujawniła robocze teksty rozdziałów przyszłej umowy (dostępne tu). Daleko im jeszcze do zamkniętej umowy, a tekst wciąż może ulec zmianie. Obecnie rozpocznie się bowiem faza sczytywania umowy przez służby prawne stron i przygotowywania ostatecznego tekstu umowy. Chociaż politycy zapewniają, że nastąpi to szybko, warto zauważyć, np. w przypadku CETA faza ta trwała przeszło rok. Dopiero wówczas znany będzie sam tekst i będzie mógł zostać parafowany (ewentualnie od razu podpisany).
Oczywiście osiągnięcie porozumienia ma ogromne znaczenie polityczne. Niewątpliwie przyczyniło się do tego wycofanie się USA z TPP, którego stroną miała być także Japonia. Japonia – obok Nowej Zelandii – najwięcej straciła w wyniku fiaska TPP. Te dwa państwa nie mają bowiem umów dwustronnych z USA. Umowa z UE ma być, jak się wydaje, przeciwwagą dla tej porażki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz