Na początku sierpnia bieżącego roku, kiedy serwisy informacyjne koncentrowały się wokół wojny handlowej USA i Chin, napięć w rejonie Zatoki Perskiej oraz zamieszek w Hongkongu, przypadła, raczej mało zauważona, 55 rocznica tzw. Incydentu w Zatoce Tonkińskiej, który w wielu opracowaniach wskazywany jest jako bezpośrednia przyczyna interwencji wojsk Stanów Zjednoczonych w Wietnamie. Chyba każdy z Nas słyszał kiedyś o wojnie w Wietnamie albo chociaż obejrzał raz w życiu któryś z filmów odnoszących się do tego konfliktu (przykładowo: “Forrest Gump” czy “Byliśmy żołnierzami”). Ponad 8-letnia interwencja wojsk USA w tym azjatyckim państwie jest różnie oceniania przez historyków, ale niewątpliwym jest to, iż nie jest ona zaliczana ani do sukcesów politycznych ani militarnych Stanów Zjednoczonych. Postarajmy się jednak spojrzeć na tę wojnę z nieco innej perspektywy – z perspektywy Konwencji Genewskich (dalej w skrócie: KG) z 1949 roku o ochronie ofiar wojny, które w tym roku obchodziły 70 rocznicę swojego uchwalenia (informacje o konwencjach, ich tekst wraz z komentarzem oraz listę państw-sygnatariuszy można znaleźć tutaj w języku angielskim tu).
W związku z licznymi kontrowersjami i sporami w literaturze, których przedmiotem jest przypisanie wojny w Wietnamie do grupy konfliktów międzynarodowych, umiędzynarodowionych bądź niemających charakteru międzynarodowego, zajmiemy się jedynie art. 3, wspólnym dla wszystkich czterech konwencji, który nazywany jest czasami “konwencją w miniaturze”. Jest on o tyle istotny i charakterystyczny, że ma zastosowanie w razie wybuchu konfliktu zbrojnego nieposiadającego charakteru międzynarodowego. Spróbujemy odnieść go do postępowania wojsk amerykańskich i ich sojuszników podczas interwencji wietnamskiej z lat 1965-1973.
Na samym początku warto dodać, że w czasie trwania wyżej wspomnianego konfliktu, zarówno USA jak i Wietnam, były związane KG z 1949 roku (zob. tu). Warto też odnotować, że art. 3 KG posługuje się określeniem “(…) każda ze Stron w konflikcie obowiązana będzie stosować się przynajmniej do następujących postanowień (…).” Zwróćmy zatem uwagę na dwa wnioski płynące z brzmienia tego fragmentu. Po pierwsze, w ten sposób wyznaczone zostaje pewne minimum konwencyjne, pewne podstawowe reguły, które muszą być zawsze przestrzegane, a po drugie, zakres podmiotowy jest tutaj naprawdę szeroki, gdyż obejmuje nie tylko państwa strony KG, ale także niebędące ich sygnatariuszami, jak również np. wszelkie niepaństwowe grupy zbrojne.
Przechodząc już do dalszej części wspomnianego wyżej art. 3 KG, przeczytamy, że minimum konwencyjnym jest to aby “Osoby nie biorące bezpośrednio udziału w działaniach wojennych, włącznie z członkami sił zbrojnych, które złożyły broń, oraz osoby, które stały się niezdolne do walki na skutek choroby, ran, pozbawienia wolności lub z jakiegokolwiek innego powodu, będą we wszelkich okolicznościach traktowane w sposób humanitarny, bez czynienia żadnej różnicy na ich niekorzyść z powodu rasy, koloru skóry, religii lub wiary, płci, urodzenia lub majątku ani z żadnych innych analogicznych powodów.”, dalej zaś czytamy, iż “w tym celu są i pozostaną zakazane w stosunku do wyżej wymienionych osób w każdym czasie i w każdym miejscu:
a) zamachy na życie i nietykalność cielesną, a w szczególności zabójstwa we wszelkiej postaci, okaleczenia, okrutne traktowanie, tortury i męki;
b) branie zakładników;
c) zamachy na godność osobistą, a w szczególności traktowanie poniżające i upokarzające;
d) skazywanie i wykonywanie egzekucji bez uprzedniego wyroku, wydanego przez sąd należycie ukonstytuowany i dający gwarancje procesowe, uznane za niezbędne przez narody cywilizowane.”
Ponadto, omawiany artykuł wskazuje także na konieczność zbierania oraz leczenia rannych i chorych.
Jak to wyglądało w Wietnamie? Po pierwsze, zwróćmy uwagę na problem kar zbiorowych, terroryzowania i zastraszania oraz karania za czyn, którego nie popełniło się osobiście, co, wydaje się, jest objęte zakazami płynącymi z art. 3 KG. Odnosząc się do nich, nie sposób nie zauważyć pewnych praktyk, które naruszały minimum konwencyjne. Chodzi m.in. o stosowaną przez Stany Zjednoczone i ich sojuszników w walce z komunistycznym Wietnamem Północnym, taktykę sprowadzającą się do niszczenia, często doszczętnie, wiosek wietnamskich, które uznawano za sprzyjające komunistycznym partyzantom. Co do zasady, w celu przeprowadzenia nalotu niszczącego wioskę, stworzona została specjalna procedura, która w skrócie, wymagała uzyskania na to zgody naczelnika prowincji, zrzucenia ulotek, nadania komunikatu o planowanym nalocie przez głośnik z samolotu oraz na przeprowadzeniu ewakuacji ludności, o ile było to możliwe. Mało tego, że sama procedura była poniekąd wadliwa (np. ludność wietnamska była często niepiśmienna, więc nie mogła zrozumieć treści ulotek), to istniały od niej wyjątki, kiedy można było zniszczyć wioskę nie ostrzegając jej. Mogło to mieć miejsce przede wszystkim w razie ostrzelania amerykańskich samolotów z terenu danej wioski, co w realiach wojny partyzanckiej, zdarzało się nierzadko. Z kolei odnosząc się do wspomnianych wyżej ulotek, stanowiły one element wojny psychologicznej, gdyż treść wielu z nich, posiadała dość drastyczny charakter. Miało to na celu złamanie oporu ludności Wietnamu Północnego i przekonanie jej do wspieranego przez Amerykanów rządu z Południa, ale nie wydaje się to wystarczającym uzasadnieniem dla zamieszczania tam treści czasem wręcz przesączonych śmiercią (bardzo ciekawe dane dotyczące tych ulotek można znaleźć tutaj).
Zajmijmy się teraz problemem przeprowadzanych na bardzo dużą skalę ewakuacji i przesiedleń ludności wietnamskiej. Jest to niezwykle trudne przedsięwzięcie logistyczne, zwłaszcza w warunkach wojennych, angażujące duże środki finansowe. Amerykanie przygotowali się na nie (funkcjonowały np. US Aid i Rewolucyjny Rozwój z Wietnamu Południowego) i wydaje się, że początkowo radzili sobie z problemem. Jednakże z każdą kolejną operacją wojskową, liczba uchodźców rosła i to czasami niezwykle dynamicznie. Efekt? Obozy dla uchodźców były mocno przepełnione, brakowało żywności, a ich mieszkańcy, po prostu, nie mieli w nich co robić. Te warunki nie budowały poparcia dla, wspieranego przez USA, rządu w Sajgonie, a wręcz przeciwnie, zniechęcały do niego. Niech ta statystyka pozwoli zrozumieć nam skalę problemu. Otóż w czerwcu 1967 r., w prowincji Quang Ngai liczba uchodźców to ponad 122 680 osób, zaś na 1 punkt medyczny przypadały 4543 osoby; a na 1 latrynę 214 osób.
Wobec powyższego wydaje się, że przymusowe “akcje ewakuacyjne” prowadziły do wyrwania Wietnamczyków z ich normalnego życia i porzucenia nierzadko całego ich dobytku. Niewątpliwie większość wygenerowanych w ten sposób uchodźców zaliczyć należy do grupy “osób nie biorących bezpośrednio udziału w działaniach wojennych” a ich warunki bytowe w obozach ciężko nazwać humanitarnymi, czego wymaga od “stron w konflikcie” art. 3 KG.
Przechodząc powoli do zakończenia, zwróćmy jeszcze uwagę na kilka problemów, które również powinny budzić nasze wątpliwości w świetle wymogów stawianych przez omawiany art. 3 KG. Po pierwsze, na stosowaną (raczej nieoficjalnie) przez Amerykanów zasadę: “wszystko, co jest martwe i co nie jest białe, to Wietkong”, która w skrócie sprowadzała się do uznawania zabitych Wietnamczyków, nierzadko cywilów, za tzw. potwierdzonych członków Wietkongu (czyli partyzantki z Północy). Drugi problem jest związany z pierwszym – chodzi o pomyłki, które wojskom USA także się zdarzały np. podczas bombardowania w prowincji Quang Ngai (artykuł NYT z 28 września 1966 r.). Problemem okazywały się również przesłuchania więźniów z Północy, podczas których wojskowym z armii Wietnamu Płd. zdarzało się stosować tortury, nierzadko w obecności bądź za milczącym przyzwoleniem amerykańskich żołnierzy.
A na sam koniec, niech za próbę pewnego odzwierciedlenia sytuacji w Wietnamie podczas konfliktu z lat 1965-1973 posłuży nam następująca statystyka z przeprowadzonej przez zgrupowanie bojowe Oregon, Operacji Benton, na obszarze około 200 metrów kwadratowych:
- 397 policzonych ciał wrogów;
- 47 Amerykanów zginęło;
- 282 tony bomb, 116 ton napalmu;
- 1005 wystrzelonych rakiet + wystrzelone przez śmigłowce, których nie liczono;
- 252 170 pocisków wystrzelonych z samolotów Spooky;
- ewakuowanych zostało 640 z 17 000 mieszkańców obszaru.
Podsumowując, kiedy w przyszłości rzuci nam się w oczy, czy to w prasie czy też na portalach internetowych czy gdziekolwiek indziej, wzmianka o kolejnej rocznicy Incydentu w Zatoce Tonkińskiej z 1964 roku, to pamiętajmy o tym, że zapoczątkował on 8-letnią interwencję USA, która prowadzona była, w wielu aspektach, wbrew obowiązującemu prawu międzynarodowemu. Wskazane wyżej przykłady obrazują jedynie skrótowo pewne naruszenia niezwykle istotnego art. 3 wspólnego dla KG z 1949 roku o ochronie ofiar wojny. Oczywiście, trzeba zaznaczyć, że warunki w jakich prowadzony był ten konflikt (m.in. była to wojna partyzancka i trudno było odróżniać partyzantów od cywilów czy też problem stricte naturalny tj. po prostu problem dżungli, co skutkowało niedostępnością wielu miejsc), można nazwać ciężkimi dla Amerykanów. Nie możemy również zapomnieć o drugiej stronie – Wietkongu, który w swoim postępowaniu także naruszał przyjęte w prawie międzynarodowym zasady, być może i bardziej niż USA wraz z sojusznikami. Ale czy powyższe czynniki mogą usprawiedliwić łamanie podstawowego artykułu Konwencji, przyjętych zaledwie 4 lata po zakończeniu II Wojny Światowej? Konwencji, które miały zapobiec ponownemu rozlewowi krwi i cierpieniom niewinnych osób? Miejmy nadzieję, że odpowiedź na to pytanie zawsze pozostanie przecząca.
Autor: Kamil Kalus, student WPiA Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, jeden z organizatorów i prelegent, podczas OKN “Konflikty zbrojne w 70. rocznicę podpisania Konwencji Genewskich o ochronie ofiar wojny”, która odbyła się 26 kwietnia 2019 r. w Katowicach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz