Obecna szefowa Europejskiej Prokuratury Laura Kovesi ma nowe powody do zadowolenia. Nie dość, że pod koniec 2019 r. objęła swoją funkcję wbrew sprzeciwowi władz rumuńskich, z którymi pozostawała w ostrym konflikcie, to jeszcze uzyskała korzystny dla siebie wyrok w postępowaniu przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w sprawie dotyczącej jej przedterminowego zwolnienia z funkcji szefowej Krajowego Biura Antykorupcyjnego. W 2018 r. rząd Rumunii doprowadził do usunięcia Kövesi z urzędu (zdaniem krytyków: z powodu obaw przed śledztwami Biura), choć jej kadencja upływała dopiero w 2019 r., co wywołało publicznie wyrażane zaniepokojenie Komisji Europejskiej regresem Rumunii w walce z korupcją. Sprawę tę szeroko opisywały media (np. tu). Mandat Kovesi zakończono przed jego upływem w związku z krytycznymi wypowiedziami szefowej KBA nt. zmian w wymiarze sprawiedliwości wprowadzanych przez rządzącą krajem koalicję. Kovesi zawsze tłumaczyła, że wypowiadana przez nią krytyka wynikała z funkcji, którą sprawowała, a która dawała jej kompetencje do oceny rozwiązań wprowadzanych przez rząd, dotyczących m.in. systemu zwalczania korupcji.
Oceniając sprawę ETPC uznał, że zastosowanie znajdzie art. 6 Konwencji. W warstwie merytorycznej oceny w zakresie rzetelności postępowania, Trybunał zauważył, że rząd nie zakwestionował faktu, iż nie przeprowadzono sądowej kontroli zarzutów skarżącej, która uważała, że urzędu została pozbawiona w wyniku głoszonej krytyki. Trybunał wskazał, że rząd twierdził raczej, że skarżąca nie wykorzystała dostępnych krajowych środków odwoławczych, w szczególności nie odwołując się do sądu administracyjnego przeciw raportowi Ministra Sprawiedliwości, w którym przedstawione były podstawy zwolnienia z pracy. Trybunał zauważył jednak, że Trybunał Konstytucyjny, który zaangażowany został w sprawę, gdy Prezydent odmówił podpisania dekretu o odwołaniu, stwierdził, że raport ministra był uważany za akt wstępny, który sam w sobie nie wywołał żadnych skutków prawnych. Ponadto, zdaniem Trybunału, dokumenty przedstawione przez rząd wykazały, że organizacje pozarządowe próbowały bez powodzenia zakwestionować raport ministra w sądzie. Jak zauważył ETPC, Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że zakwestionowanie dekretu prezydenckiego przed sądem administracyjnym, mogłoby jedynie doprowadzić do zbadania, czy spełnione zostały wymogi formalne związane z przyjęciem dekretu, podczas, gdy sprawa wymagała zbadania materialnej zgodności dekretu z prawem.
Rządowi nie udało się więc przekonać Trybunału, że skarżąca dysponowała krajowym środkiem odwoławczym mającym na celu zbadanie powodów odsunięcia jej ze stanowiska głównego prokuratora w Biurze. Oceniając sprawę w aspekcie art. 6 Trybunał odwołał się do instrumentów prawnych RE i UE podkreślających rosnące znaczenie rzetelności proceduralnej w postępowaniach zmierzających do usuwaniu lub zwalniania prokuratorów. W konsekwencji ETPC uznał, że Rumunia naruszyła samą istotę prawa skarżącej do dostępu do sądu.
Trybunał uznał także, że w sprawie doszło do naruszenia art. 10 Konwencji gwarantującego prawo do swobody wypowiedzi. Uznał, że istniały dowody pozwalające powiązać korzystanie przez skarżącą z przysługujących jej praw poprzez krytyczne oceny skierowane w stosunku do rządowych projektów legislacyjnych, z zakończeniem jej mandatu. Za nieprzekonujące Trybunał uznał powody zwolnienia przedstawione przez rząd. Między innymi to, że "sprawy wewnętrzne" Rumunii stały się przedmiotem zainteresowania międzynarodowej opinii publicznej - co zdaniem rządu było niekorzystne wizerunkowo. Trybunał podkreślił, że rząd nie był w stanie wykazać, iż zastosowany - najostrzejszy - środek miał na celu ochronę rządów prawa lub inne uzasadnione cele. Zwolnienie było więc bezpośrednio skutkiem korzystania przez skarżącą z wolności słowa. Trybunał stwierdził ponadto, że zastosowanie tak poważnych sankcji, jak w przypadku skarżącej, miało efekt mrożący w zakresie zachowania niezależności wymiaru sprawiedliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz