piątek, 18 marca 2016

Czy Korea Północna doprowadzi do "tylko" regionalnej wojny czy też do nuklearnej zagłady?

W ostatnim czasie media pochylają się nad sytuacją amerykańskiego studenta, który został skazany przez sąd Korei Północnej (KRLD) na 15 lat ciężkich robót za zerwanie plakatu (zobacz tutaj). Jest to jednak sprawa jednostkowa, wpisująca się w cykl doniesień o drakońskich karach w niektórych państwach. O ile nie dziwią ogromne kary za nielegalny przemyt narkotyków, gdyż tego typu proceder jest przestępstwem nie tylko w świetle prawa krajowego, ale i prawa międzynarodowego (zob. np. tutaj), to jednak zrywanie plakatów - i to nie w celu demonstracji poglądów politycznych, tylko raczej jako przykład niszczenia mienia, opatrzone tak surową sankcją może bulwersować. Z punktu widzenia prawa międzynarodowego, sankcja w postaci długoletnich ciężkich robót może być oceniona jako złamanie zakazu tortur, normy o charakterze ius cogens,co potwierdził Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w wyroku w sprawie Belgia v. Senegal z 2012 r. (zobacz tutaj). Warto również przypomnieć, że KRLD od 1981 r. jest stroną Międzynarodowego paktu praw obywatelskich i politycznych, choć nie jest stroną protokołu do niego, a ustanawiającego prawo do skargi indywidualnej (ale tym chyba żaden z naszych czytelników nie jest zaskoczony).


Jednak to nie prawa człowieka powinny szczególnie niepokoić w przypadku KRLD,  lecz zagrożenie konfliktem zbrojnym, i co gorsza konfliktem, w którym może dojść do użycia broni nuklearnej. Korea Północna kilka dni temu wystrzeliła rakiety w kierunku Korei Południowej. Korea też w odpowiedzi na wspólne ćwiczenia Korei Południowej oraz USA (angażujące ponad 300.000 żołnierzy) odpowiedziała, że jest gotowa uciec się do samoobrony preempcyjnej z wykorzystaniem ładunków nuklearnych.

Można oczywiście przypominać że Korea Północna łamie swoje zobowiązania wynikające z przystąpienia do NPT (traktatu o nierozprzestrzenianiu broni nuklearnej, Korea wypowiedziała go w 2003 r., choć istnieją wątpliwości, czy procedury wypowiedzenia zostały przez nią zachowane), a groźba użycia siły jest zakazana na równi z użyciem siły zgodnie z art. 2 ust. 4 KNZ. Można też przypominać, że MTS dopuścił możliwość grożenia czy użycia broni nuklearnej tylko w sytuacjach zagrażających istnieniu państwa, a takiego zagrożenia Kim Dzong Un się nie musi obawiać. Możemy przypomnieć sprawę zaostrzenia sankcji przez RB. Jednak postawa Korei Północnej pokazuje, że po pierwsze sankcje nie są przestrzegane (przecież koreański przywódca w jakiś sposób te francuskie dania na swój stół musi zdobywać), a po drugie, gdy państwo ma broń nuklearną może sobie pozwolić na ignorowanie apeli społeczności międzynarodowej i pokrzykiwań o odpowiedzialności prawnomiędzynarodowej. Tym samym ONZ musi skupić się na dyscyplinowaniu swoich członków do zachowania reżimu sankcyjnego i zjednoczeniu wszystkich stałych członków RB w sprawie KRLD, bo konflikt nuklearny nie przysłuży się nikomu. Przerażać jednak może, że losy nie tylko Azji, ale i świata mogą zależeć od jednego szaleńca, ale to z historii już znamy. Nie bez powodu, zwłaszcza ostatnio, też w kontekście operacji przeciwko Kadafiemu, w amerykańskiej doktrynie prawnej podkreśla się dopuszczalność eliminacji przywódców państw jako legalnych celów wojskowych. Ale skoro o Amerykanach mowa, to właśnie USA skompromitowały koncepcję samoobrony prewencyjnej (mylnie - celowo? - nazywanej w doktrynie Busha samoobroną preempcyjną), do której odwołać by się można - zdaniem niektórych, znacząco mniejszej części doktryny - w przypadku zagrożenia atakiem nuklearnym. Po interwencji w Iraku w 2003 r. dyskusje o jakiejkolwiek interwencji przeciwko państwom tzw. osi zła muszą spotkać się ze stanowczym oporem. Choć Kim Dzong Un wydaje się być groźniejszym zagrożeniem niż Saddam Husajn kiedykolwiek był.

Na marginesie, oczywiście, że w KRLD dochodzi do zbrodni przeciwko ludzkości na ogromną skalę, oczywiście, że powinny być podjęte środki zgodnie z doktryną odpowiedzialności za ochronę, skoro KRLD nie poczuwa się do odpowiedzialności za przestrzeganie praw człowieka na swoim terytorium, i oczywiście, że Rada Bezpieczeństwa w tej kwestii nic nie zrobi, bo Chiny i Rosja odpowiedni projekt zablokują, więc dyskusje o przekazaniu sytuacji w KRLD do Międzynarodowego Trybunału Karnego też można uznać za jedynie pustosłowie. W RB nt. praw człowieka w KRLD się dyskutuje mimo sprzeciwu Chin i Rosji, to właśnie spór o włączenie sytuacji w KRLD do programu RB był przyczyną rzadkiej sytuacji, czyli formalnego głosowania w kwestii proceduralnej.

W kontekście przestrzegania praw człowieka przez KRLD warto jeszcze przypomnieć, że prawa mieszkańców Korei Północnej są łamane nie tylko przez ich państwo, ale także przez inne państwa, które za zgodą władz KRLD je zatrudniają (w tym jak donoszą media podmioty z Malty i z Polski, zob. tutaj).

Brak komentarzy: