Niezdolny do przezwyciężenia dławiącego gospodarkę kryzysu (nasz post Widmo defaultu nad Wenezuelą), ani zrzucenia odpowiedzialności za aktualną sytuację na wrogów zewnętrznych Wenezueli (post Wet za wet na linii Waszyngton-Caracas), prezydent Nicolás Maduro sięgnął właśnie po środki nadzwyczajne. 1,8 mln podpisów pod inicjatywą referendum ws. jego odwołania określił mianem próby - inspirowanego i wspieranego z zewnątrz - zamachu stanu, na podobieństwo tego w Brazylii przeciwko Dilmie Rousseff (zob. nasz post tutaj).
Przedłużając o 3 miesiące, obowiązujący od połowy stycznia, nadzwyczajny stan gospodarczy celem neutralizacji zewnętrznej agresji, Maduro ogłosił przejęcie "sparaliżowanych przez burżuazję" fabryk i aresztowanie przedsiębiorców odpowiedzialnych za "sabotowanie kraju" (La Depeche, Venezuela: le président ordonne la saisie des usines "paralysées par la bourgeoisie"). Na razie ciężko ocenić prawdopodobieństwo realizacji zapowiedzi. Gdyby jednak do tego doszło z pewnością zaniepokoi to inwestorów zagranicznych, którzy ulokowali tam kapitał szacowany w 2014 r. na 30 mld USD (Santander, Venezuela: Foreign Investment).
Na 21 maja zapowiedziano zaś ogólnokrajowe manewry armii, policji i ludności celem przygotowania "na wszelką ewentualność" (Cronista, Maduro ordenó ejercicios militares ante una posible intervención extranjera). Maduro utrzymuje, że do interwencji zbrojnej w Wenezueli nawoływał były prezydent Kolumbii Alvaro Uribo, a planom powstrzymania "nurtów progresywnych" w Ameryce Południowej sprzyja także Sekretarz Generalny OPA Luis Almagro.
Mimo jednych z największych w świecie rezerw ropy naftowej Wenezuela odnotowała w 2015 roku inflacji w wysokości 180.9% oraz spadek PKB o 5,7%. Obecnie inflacja najpewniej przekroczyła 200%, a deficyt budżetowy sięga 20% PKB (Brookings, The road ahead in Venezuela: Navigating through a rough sea of economic crisis).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz