7 lutego 1992 r. szefowie dwunastu państw podpisali Traktat z Maasticht, ustanawiający Unię Europejską opartą o trzy filary. Był to niezwykle ambitny akt prawny - m.in. kładący podwaliny wspólnej waluty euro, tworzący obszar bez granic wewnętrznych, torujący drogę do wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa oraz kreujący obywatelstwo Unii Europejskiej. 25 lat później, w obliczu coraz ciemniejszych chmur kłębiących się nad zjednoczoną Europą, mało kto myśli jednak o hucznym obchodzeniu tego historycznego wydarzenia. Na poważne zagrożenia Unii wskazał w ubiegłym tygodniu Donald Tusk, przewodniczący Rady Europejskiej.
Tusk, w liście opublikowanym 31 stycznia, stwierdził, że UE stoi obecnie przed wyzwaniami, które „są groźniejsze niż kiedykolwiek od czasu podpisania Traktatów Rzymskich”. Przewodniczący Rady Europejskiej wyszczególnił trzy kluczowe niebezpieczeństwa:
- pierwsze, zewnętrze, związane jest z nową sytuacją geopolityczną na świecie i wokół Europy – coraz bardziej „asertywne” Chiny, szczególnie na morzach, agresywna polityka Rosji wobec Ukrainy i jej sąsiadów; wojny, terror i anarchia na Bliskim Wschodzie i w Afryce – w tym istotna rola radykalnego islamu – oraz niepokojące deklaracje nowej administracji amerykańskiej czynią przyszłość Unii w wysokim stopniu nieprzewidywalną,
- drugie, wewnętrzne, wiąże się ze wzrostem nastojów antyunijnych, nacjonalistycznych, coraz częściej ksenofobicznych w samej Unii,
- trzecie dotyczy stanu ducha proeuropejskich elit i zaniku wiary w sens politycznej integracji oraz uległości wobec populistycznych argumentów i zwątpienia w fundamentalne wartości liberalnej demokracji.
List nie spotkał się z aprobatą ze strony polskiego rządu. Jak powiedziała w ubiegłą środę Beata Szydło: „zapoznałam się z tym, co napisał Donald Tusk w tym liście i utwierdza mnie to jeszcze bardziej w przekonaniu, że Donald Tusk jest reprezentantem tych elit politycznych, które doprowadziły do poważnych kryzysów w Unii Europejskiej”. MSZ w wydanym oświadczeniu nie zgodził się natomiast z postrzeganiem nowego prezydenta USA i jego administracji w kategoriach zagrożenia i stwierdził, że „zestawienie w tym samym akapicie agresywnej polityki Rosji ze zmianą w Waszyngtonie jest daleko idącym naruszeniem”. Warto przy tym zauważyć, że pisemne wystąpienie Tuska zostało bardzo szeroko skomentowane w Europie, właśnie w kontekście otwartej deklaracji sceptycyzmu wobec nowego prezydenta USA (zob. np. artykuły BBC, Le Monde, Süddeutsche Zeitung).
Abstrahując od oceny wyartykułowanych przez Tuska zagrożeń zewnętrznych Unii, zagrożenia odśrodkowe i narastające nastroje antyintegracyjne wydają się oczywiste. W minioną sobotę, prowadząca w sondażach prezydenckich Marine Le Pen zapowiedziała referendum w sprawie „Frexitu” na wzór brytyjski. Zdaniem przywódczyni Frontu Narodowego w przypadku powtórzenia wyniku z Wielkiej Brytanii, Francja przywróciłaby tym samym pełną suwerenność narodową (tzn. monetarną, legislacyjną, terytorialną i gospodarczą).
Tusk kończy swój list apelem: „zmianę handlowej strategii USA wykorzystajmy intensyfikując rozmowy z zainteresowanymi partnerami, pilnując przy tym naszych interesów. Unia nie powinna rezygnować z roli handlowego supermocarstwa, otwartego na innych i równocześnie skutecznie chroniącego własnych obywateli i własne przedsiębiorstwa oraz pamiętającego, że wolny handel to uczciwy handel”. Sformułowanie takie ma solidne podstawy. Jak pokazują najnowsze wyniki, strefa euro, wbrew pozorom, może poszczycić się wyższym wzrostem gospodarczym niż USA.
Być może zatem największym zagrożeniem dla Unii jest wymieniona przez Tuska w trzeciej kolejności stagnacja, brak wiary i proeuropejskiej „narracji” wśród elit.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz