Szok wywołany zwycięstwem kandydata republikanów Donalda Trump’a jest olbrzymi. Badania opinii publicznej konsekwentnie pokazywały przewagę Hilary Clinton, zaś ujawnione 3 tygodnie temu nagrania rozmów kandydata były tak kompromitujące, że prawie nikt nie dawał mu szans na zwycięstwo (chociaż por. z bardzo interesującym wpisem Micheal’a Moore’a, który przewidział obecny bieg wydarzeń). Ostatecznie jednak to właśnie Trump zostanie przyszłym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Przeważyła niechęć do amerykańskiego establishmentu oraz bezbarwność Hilary Clinton (por. z wpisem Roberta Howse'a).
Wśród wielu tematów na które Trump wypowiadał się w trakcie kampanii prezydenckiej był handel międzynarodowy.
Najważniejszym postulatem Trump’a jest renegocjacja warunków NAFTA (strefy wolnego handlu pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, Kanadą i Meksykiem) lub w przypadku ich niepowodzenia zupełne wycofanie się Stanów z tej umowy. Trump zarzuca, że efektem NAFTA jest likwidacja miejsc pracy w Stanach w związku z przenoszeniem produkcji do Meksyku - kraju w którym koszty prowadzenia działalności, w tym przede wszystkim koszty pracy, są dużo niższe. Nie wiadomo jednak dokładnie czego takie negocjacje miałyby dotyczyć. Być może Trump będzie chciał wyłączenia określonych sektorów gospodarki z zakresu liberalizacji. Biorąc pod uwagę wielkość oby gospodarek oraz znaczenie rynku amerykańskiego dla Meksyku (ok. USA odpowiada za 73% meksykańskiego eksportu) nie można wykluczyć że to ostatnie państwo będzie musiało się zgodzić na wszystkie propozycje USA. W sytuacji gdyby takie negocjacje zakończyły się niepowodzeniem nie jest natomiast jasne czy USA będą chciały utrzymać, za zasadach bilateralnych, wolny handel z Kanadą (wydaję się to bardzo prawdopodobne). Decyzja o wycofaniu się z NAFTY niewątpliwie będzie miała znaczenie dla amerykańskiego biznesu - obie gospodarki są bowiem bardzo powiązane (por. z grafiką poniżej).
Źródło: The Wall Street Journal (http://bit.ly/2fbvjFm)
Trump chce również zakończenia negocjacji dotyczących Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji (Transatlantic Trade and Investment Partnership, por. z naszymi wcześniejszymi wpisami tu oraz tu) - porozumienia handlowego negocjowanego od 2013 roku, którego głównym celem jest utworzenie strefy wolnego handlu pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską. Decyzja ta będzie jednak miała znikome znaczenie praktyczne gdyż szanse na zawarcie tej umowy były i tak niewielkie, szczególnie po Brexicie oraz protestach jakie wywołała w wielu państwach członkowskich inna umowa o wolnym handlu (CETA, o umowie tej pisaliśmy m. in. tu oraz tu).
Zaskakująca jest natomiast deklaracja Trump’a dotycząca wycofania się z projektu Partnerstwa Transpacyficznego (Trans-Pacific Partnership). Umowa ta tworzy największą strefę wolnego handlu w rejonie Azji i Pacyfiku i obejmuje aktualnie 12 państw (Australię, Brunei, Kanadę, Chile, Japonię, Malezję, Meksyk, Nową Zelandię, Peru, Singapur, Stany Zjednoczone i Wietnam). Umowa została podpisana 5 października 2015 r. i aktualnie znajduje się w procesie ratyfikacji. Biorąc pod uwagę obsesje Trump’a na punkcie deficytu handlowego Stanów Zjednoczonych decyzja ta wydaję być uzasadniona. Z drugiej jednak strony był to od początki projekt polityczny, który miał na celu nie tylko liberalizacje handlu międzynarodowego a raczej stworzenie bloku państw powiązanych ze Stanami Zjednoczonymi, który stanowiłby przeciwwagę dla rosnących wpływów Chin w Azji i na świecie. Trump niejednokrotnie podkreślał, że jednym z najważniejszych wyzwań dla polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych są Chiny – jedyne państwo na świecie które mogłoby rzucić wyzwanie USA. Wycofanie się Stanów z TPP niewątpliwie wzmocni Chiny w regionie.
Z drugiej strony Trump proponuje podpisywanie nowych dwustronnych umów handlowych z wybranymi państwami. Wśród potencjalnych kandydatów wymienia się między innymi Wielką Brytanię. To ciekawy przypadek. Prezydent Obama wielokrotnie podkreślał, że umowa z Wielką Brytanią nie stanowi priorytetu dla USA (priorytetem takim było TTIP). Stanowiło to olbrzymi problem dla rządu Theres'y May, który w transatlantyckich relacjach handlowych widział remedium na negatywne konsekwencje Brexitu. Teraz ten scenariusz staje się dużo bardziej prawdopodobny.
Pozycja Trump'a wobec Światowej Organizacji Handlu (WTO) jest również niejednoznaczna. W niektórych wypowiedziach zapowiadał on, że Stany Zjednoczone mogą rozważyć wystąpienie z organizacji. Wariant taki wydaje się być jednak mało prawdopodobny gdyż miałby on olbrzymie reperkusje dla amerykańskiej gospodarki (i niechybnie doprowadziłby ją do recesji). Renegocjacja warunków wymagałoby natomiast zgody pozostałych 163 członków, co w obecnej sytuacji jest niemożliwe. Bardziej prawdopodobnym scenariuszem jest wszczęcie szeregu postępowania w WTO wobec China. Priorytet będzie miała pewnie skarga w zakresie manipulacji wartością chińskiej waluty (jako forma niedozwolonego subsydium dla przemysłu chińskiego). Nad taką skargą zastanawiała się jakiś czas temu administracja Obamy ale ostatecznie uznała, że szanse jej powodzenia są niewielkie i jej nie złożyła. Trump nie będzie miał takich oporów.
Trump może się również zdecydować na nałożenie szeregu jednostronnych i niezgodnych z prawem WTO ograniczeń handlowych w relacjach z Chinami. Należy pamiętać że w przypadku ich zakwestionowania przez Chiny ewentualne kontrsankcje mogą być nałożone dopiero po przeprowadzeniu pełnego postępowania i mogą dotyczyć tylko przyszłego handlu (nie kara się więc za przeszłe „grzechy”). Postępowania zazwyczaj trwa ok. dwóch lat więc Stany będą mogły utrzymywać ograniczenia przez dość długi czas. Z dużym prawdopodobieństwem można więc zakładać, że odpowiedzią Chin, obok wszczęcia postępowań w organizacji, będą również nielegalne z punktu widzenia WTO sankcje. A to już oznacza otwartą wojnę handlową pomiędzy dwoma potęgami gospodarczymi oraz podważa autorytet WTO jako organizacji zajmującej się rozwiązywaniem sporów handlowych pomiędzy członkami.
Trump może się również zdecydować na nałożenie szeregu jednostronnych i niezgodnych z prawem WTO ograniczeń handlowych w relacjach z Chinami. Należy pamiętać że w przypadku ich zakwestionowania przez Chiny ewentualne kontrsankcje mogą być nałożone dopiero po przeprowadzeniu pełnego postępowania i mogą dotyczyć tylko przyszłego handlu (nie kara się więc za przeszłe „grzechy”). Postępowania zazwyczaj trwa ok. dwóch lat więc Stany będą mogły utrzymywać ograniczenia przez dość długi czas. Z dużym prawdopodobieństwem można więc zakładać, że odpowiedzią Chin, obok wszczęcia postępowań w organizacji, będą również nielegalne z punktu widzenia WTO sankcje. A to już oznacza otwartą wojnę handlową pomiędzy dwoma potęgami gospodarczymi oraz podważa autorytet WTO jako organizacji zajmującej się rozwiązywaniem sporów handlowych pomiędzy członkami.
Jednym słowem jest za wcześnie by przewidzieć przyszłą politykę handlowa USA. Znając jednak niekonwencjonalny styl przyszłego prezydenta można jednak oczekiwać wielu niespodzianek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz