Zapadł wyrok w sprawie ostatnich trzech osób oskarżonych w sprawie Nangar Khel (zobacz doniesienia tutaj).
Sprawa od początku budziła ogromne kontrowersje. Skandaliczne były wypowiedzi polityków, w tym ówczesnego MSZ Radosława Sikorskiego, którzy podważali zasadność wszczęcia postępowania. Zapominali (albo bądźmy precyzyjni - nie wiedzieli), że Polska jest zobowiązana do osądzenia sprawców zbrodni wojennych, a niewywiązanie się z tego obowiązku mogło teoretycznie skończyć się podjęciem postępowania przez Międzynarodowy Trybunał Karny (Polska jest stroną MTK). Z jednej bowiem strony MTK, zgodnie z art. 8 swojego statutu zajmuje się zbrodniami wojennymi "w szczególności popełnionych w ramach realizacji planu lub polityki albo kiedy zbrodnie te są popełniane na szeroką skalę. Z drugiej jednak, MTK był i jest zdeterminowany, by podejmować postępowania nie dotyczące Afryki, aby uniknąć łatki antyafrykańskiego.
Wyrok rozczarowuje, gdyż nie daje jednoznacznej odpowiedzi, czy żołnierze zachowali się prawidłowo (a więc ostrzeliwali obiekt wojskowy), czy też niezgodnie z prawem (świadomie ostrzelali obiekty i osoby cywilne). Sąd z jednej strony podkreślał, że nie wierzy w wersję o wadliwym sprzęcie wojskowym i przypadkowym ostrzale, ale z drugiej strony nie poszedł na tyle daleko, aby stwierdzić, że w istocie świadomie (z zamiarem bezpośrednim lub ewentualnym) żołnierze zaatakowali cywilów. Uznał jedynie, że są winni niesubordynacji, nieprawidłowego wykonania rozkazu. Tym samym wyrok ma wydźwięk skandaliczny, gdyż jeśli przyjąć, że żołnierze nie podporządkowali się rozkazowi i ostrzelali wioski, to tym samym, mimo braku zbrodniczego rozkazu, czy też podczas wykonywania zgodnego z prawem rozkazu, dopuścili się zbrodni. Innymi słowy, jeśli wiec żołnierze mieli dokonać demonstracji siły, a zabili kilku cywilów, to to nie jest tylko nieprawidłowe wykonanie rozkazu, lecz także zbrodnia wojenna.
Wyrok SN jednak o tyle nie dziwi, że pokazuje bezradność sądu. Bezradność w obliczu braku możliwości zebrania dowodów, mataczenia żołnierzy i tym samym nagromadzenia wątpliwości, które z mocy prawa musi rozstrzygnąć na korzyć oskarżonego. SN postanowił pokusić się o salomonowe rozwiązanie. Nie skazywać żołnierzy za zbrodnie wojenne, ale jednocześnie dać sygnał, że jednak coś się stało. Efekt wyroku budzi jednak tak mieszane uczucia, że nikt nie powinien być nim usatysfakcjonowany. Przykre jest również, że niemal 9 lat zajęło polskiemu systemowi sądownictwa (nie)wyjaśnienie kwestii odpowiedzialności sprawców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz