Przyczynkiem do niecodziennej debaty wokół greckiego-europejskiego kryzysu zadłużenia stały się zarzuty karne "narażenia interesu państwowego" wobec byłego szefa greckiego urzędu statystycznego, Andreasa Georgiou. Miał on wpłynąć na szacunki krajowego deficytu, skutkiem czego była ingerencja trojki (tj. MFW, EBC i Komisji Europejskiej decydujących o warunkach restrukturyzacji długu).
Ateński Sąd Najwyższy właśnie zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia przez sąd apelacyjny. To jednak nie kwestie prawne znalazły się w sferze zainteresowania opinii publicznej.
Z jednej strony jednoznacznie opowiadając się po stronie podejrzanego (sic!) urzędnika Financial Times określił postępowanie mianem politycznej vendetty "zdyskredytowanej klasy politycznej usiłującej zrzucić z siebie odpowiedzialność za kryzys finansowy, w nadziei na powrót do polityki" (Why the fate of Greece’s chief statistician matters). Gazeta podkreśla, że jako były pracownik MFW, gdzie spędził przeszło dwie dekady, Georgiou idealnie nadaje się na kozła ofiarnego symbolicznego odwetu na wierzycielach Grecji. Przy okazji przypomniano, że dane z komputera Georgiou stały się przedmiotem ataku ze strony jednego z politycznych nominatów, oddelegowanych przez rząd do nadzoru nad pracą statystyka.
Z drugiej strony Rob Howse wskazuje, że międzynarodowe media, z FT na czele, uznały a priori rację Georgiou, ponieważ jego stanowisko jest zbieżne z unijnym, a zainteresowany zdobył doświadczenie w MFW. Zrobiono to nie pytając o racje prokuratorskie. Jednocześnie przypomniał tekst FT z 2011 r., kiedy to zwrócono się o opinię także do whistleblower w sprawie greckiej sprawozdawczości, prof. Zoe Georganty (History of statistics that failed to add up), Howse sugeruje, że aktualne zarzuty upolitycznienia procesu nie zostały sformułowane w sposób apolityczny. Autor, zastrzegając, że nie sposób przesądzać o winie oskarżonego bez znajomości sprawy, podpowiada jednak, że współodpowiedzialne za grecki kryzys są również UE i MFW.
Można by zatem poprzestać na konstatacji, że wszyscy - przekonani o racjonalności własnego rozumienia przyczyn kryzysu - doszukują się spisku w zachowaniach drugiej strony. Być może jest to próba łagodzenia dysonansu poznawczego, a może socjologiczne uwarunkowania debaty.
Z perspektywy aktualnej dyskusji nad problemem legitymizacji w międzynarodowym prawie gospodarczym warto natomiast zwrócić uwagę, że spory o nadmierne kompetencje władzy (czy też "imposybilizm prawny") ogniskują się na kwestii zakresu uprawnień, a nie celu, któremu mają one służyć. Jak uczy doświadczenie, często niestety kończy się to tragicznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz