Pod koniec ubiegłego tygodnia szerokim echem odbił się wywiad udzielony przez wicekanclerza Niemiec Sigmara Gabriela, który stwierdził, że negocjacje Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP) w istocie zakończyły się fiaskiem, nawet jeżeli nikt nie ma odwagi tego przyznać (ZDF, Sommerinterview mit Sigmar Gabriel). Zdaniem polityka, mimo 14 rund negocjacji, strony nie porozumiały się co do ani jednego z 27 planowanych rozdziałów. Winą za ten stan rzeczy obarczył Stany Zjednoczone, prezentujące zbyt roszczeniową postawę. Nie umniejszając politycznego znaczenia kanclerza, konsekwentnie opowiadającego się przeciwko zawarciu traktatu, trudno było wówczas przywiązywać do wywiadu większą wagę.
Z początkiem tego tygodnia wydaje się jednak, że możemy być świadkami kształtowania się nowej dynamiki negocjacji (a może początku ich końca), co rodzi pytania choćby o przyszłość relacji UE-Wielka Brytania.Dziś francuski minister ds. handlu zagranicznego Matthias Fekl zapowiedział bowim, że na wrześniowym szczycie Rady wystąpi w imieniu Francji o przerwanie negocjacji TTIP (Le Monde, Tafta: la France réclame l’arrêt des négociations sur le traité de libre-échange transatlantique). Minister zapowiedział jednocześnie, że, kontestując niedostateczną transparentność rozmów, Francja będzie chciała je rozpocząć od nowa na "właściwych fundamentach".
To ostatnie stwierdzenie trudno by traktować poważnie, gdyby prezydent Hollande zarazem nie oświadczył, że nie mam sensu sztucznego przedłużania rozmów, które - ze względu na nadmierne ustępstwa na rzecz USA i naruszenie mandatów negocjacyjnych - nie mają szans na zwieńczenie sukcesem.
Dwa, jak dotąd, wystąpienia ważnych polityków unijnych mogłyby stanowić próbę poprawy pozycji negocjacyjnej UE, gdyby nie fakt, że w USA o prezydenturę ściga się sceptyk z przeciwnikiem wolnego handlu, co przemawia na rzecz szybkiego zakończenia rozmów. Może zatem, mimo ryzyka że podzieli losy Davida Camerona (dla którego kulminacją kariery politycznej okazał się Brexit), prezydent Hollande żywi nadzieję, że jako grabarz TTIP uratuje swoje szanse na reelekcję. Wybory w Niemczech i we Francji w 2017 r. skłaniałyby więc stronę amerykańską do zwlekania z rozmowami.
W tym miejscu poprzestańmy na jednej obserwacji. Wspierając kampanię Camerona na rzecz pozostania w Unii Europejskiej, prezydent Obama zagroził Wielkiej Brytanii, że w razie Brexitu nie może liczyć na szybkie zawarcie traktatu o wolnym handlu. Obecnie w Londynie mają trwać strategiczne przygotowania do takich rozmów z USA i innymi partnerami strategicznymi (The Telegraph, Brexit free-trade deals planned with the USA and Australia). To zaś oznacza, że gdyby z planów stworzenia największej na świecie strefy wolnego handlu nic nie wyszło, to w relacjach Bruksela-Londyn pojawi się pytanie, kto dla kogo stanie się oknem na świat.
Z perspektywy krajowej będzie to natomiast choćby oznaczać, że zamiast nowoczesnego traktatu o ochronie inwestycji uwzględniającego interes publiczny państwa goszczącego model z 1990 r. będzie nas wiązać co najmniej do czasu zmiany krajowej polityki prawa.
15. runda negocjacyjna planowana jest na pierwszy tydzień października, a rzecznik prasowy KE Margaritis Schinas poinformował, że Komisja czyni stałe postępy negocjacyjne, a rozmowy wchodzą w przełomową fazę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz