Kiedy 5 listopada w ataku w Meksyku zginęło 9 amerykańskich obywateli, ostrzelanych przez jeden z karteli narkotykowych, prezydent Trump napisał na Twitterze, że rząd USA jest gotowy pomóc Meksykowi „toczyć wojnę z kartelami narkotykowymi”. Dodał także, że „Jeśli Meksyk potrzebuje lub poprosi o pomoc w pozbyciu się tych potworów, USA są gotowe, chętne i są w stanie zaangażować się i wykonać tę pracę szybko i efektywnie. (…) Czasami potrzebujesz armii, aby pokonać armię!”. Biały Dom nie potwierdził do tej pory, że propozycja prezydenta Trumpa dotyczyła możliwości wysłania do Meksyku amerykańskich żołnierzy.
Prezydent Meksyku Andrés Manuel López Obrador podziękował Donaldowi Trumpowi za ofertę pomocy, ale dodał jednocześnie, że Meksyk będzie działał „niezależnie i zgodnie z konstytucją, tak jak nakazuje nasza tradycja niezależności i suwerenności”. Powiedział także, że nie sądzi, aby jego państwu potrzebna była zagraniczna interwencja, aby poradzić sobie z kartelami narkotykowymi.
Jeśli amerykańscy żołnierze mieliby pojawić się w Meksyku, byłaby to tzw. interwencja na zaproszenie. W tym miejscu jednak należy poczynić kilka uwag w kontekście tego rodzaju interwencji na podstawie prawa międzynarodowego:
- doktryna posługuje się często określeniem „interwencja na zaproszenie” w przypadku interwencji odbywających się na podstawie zgody państwa, ale jak wskazuje się ostatnio często, jest to określenie wprowadzające w błąd, bowiem sugeruje, że państwo A poprosiło najpierw o interwencję państwo B, i dopiero wtedy państwo B rozpoczęło interwencję, „na zaproszenie” państwa A. Tymczasem, w takich przypadkach jak omawiany, najpierw pojawia się propozycja interwencji ze strony państwa B, a dopiero potem na tę propozycję, pozytywnie lub negatywnie, odpowiada państwo A; nie jest więc to interwencja „na zaproszenie”, ale „za zgodą” państwa, w którym interwencja ma miejsce. Taki scenariusz budzi jednak zawsze uzasadnione wątpliwości, bowiem można zastanawiać się czy zgoda na interwencję jest wyrażona dobrowolnie, czy odmowa rozpoczęcia interwencji nie oznaczałaby eskalacji sytuacji itd.
- Prezydent Trump straszenie imigrantami z Meksyku uczynił sztandarowym hasłem swojej prezydentury. Oprócz jednak budowy słynnego muru, przypomnijmy, że tylko w tym roku, zgodnie z decyzją prezydenta Trumpa, na granicę amerykańsko-meksykańską rząd USA wysyłał ponad 2.000 dodatkowych żołnierzy, aby „strzec południowej granicy USA”. Jeśli wojska USA miałyby zostać wysłane do Meksyku, państwo to musiałoby wyraźnie określić zasady, na jakich amerykańscy żołnierze będą przebywać w Meksyku i jakie mają mieć zadania. Biorąc jednak pod uwagę dotychczasowe wypowiedzi i decyzje prezydenta Trumpa na temat zagrożeń płynących z Meksyku dla bezpieczeństwa USA, można mieć wątpliwości czy interwencja USA faktycznie ograniczyłaby się jedynie do walki z kartelami w ramach określonych przez Meksyk.
- USA już nieraz podejmowały interwencję w innych państwach, twierdząc, że robią to, aby chronić swoich obywateli (np. interwencja USA w Panamie w 1989 r.), nawet w sytuacjach gdy atakowani byli pojedynczy obywatele USA. Skoro taki pretekst wystarczy USA do interwencji, pytanie czy propozycja USA pomocy Meksykowi w walce z kartelami narkotykowymi nie jest wstępem do ogłoszenia, że skoro Meksyk sam nie radzi sobie z zorganizowaną przestępczością, dobrowolnie nie zgadza się na pomoc USA, a giną amerykańscy obywatele, to USA muszą interweniować, aby chronić swoich obywateli zarówno na terytorium Meksyku, jak i USA. Oczywiście jest to daleko idąca wizja, ale biorąc pod uwagę jakie pomysły w kwestii polityki zagranicznej i użycia siły przeciwko innym państwom miał dotąd prezydent Trump, niczego nie można wykluczyć.
2 komentarze:
W Meksyku od wielu lat toczy się krwawa wojna (nie jest to oczywiście termin prawniczy) toczona przez przestępców przeciwko cywilom, instytucjom państwa i miedzy sobą. Jej ofiarami jest ludność cywilna. Państwo (Stany Zjednoczone Meksyku) nie wystarczająco lub wcale nie chroni życia, zdrowia i mienia ludzi (zarówno obywateli Meksyku jak i osób przebywających na jego terytorium). O braku efektywności państwa współdecydują: brak woli i brak zdolności (nie znana jest proporcja tych czynników na wynik) do zapewnienia bezpieczeństwa. Ta wojna powoduje rozciągniętą w czasie katastrofa humanitarną. Nie jest możliwe w komentarzu do Posta analizowanie przyczyn wojny i jej pełna charakterystyka prawnomiędzynarodowa. Prezydent Trump w "twicie" przyrzekł (akt jednostronny - szefa państwa), że w przypadku zgłoszonej przez rząd Meksyku prośby o pomoc, USA udzielą pomocy. I tyle. Nie znajduje podstawy do innej niż literalna wykładni tego aktu jednostronnego. Racjonalne jest domniemanie, że zapowiedź (USA) "przyjęcia zaproszenia" chroni zapraszającego (Meksyk) przed utrata twarzy w przypadku sekwencji zdarzeń: prośba i odmowa. Cały wywód i wprowadzenie propozycji w kontekst polityki administracji wobec Meksyku jest nieuprawniona nadinterpretacją. Nota bene, decyzja o wysłaniu wojsk USA nie mieści się w wyłącznych kompetencjach egzekutywy. Również wskazywanie analogii z przypadkiem Panamy jest mocno wątpliwe. W tamtym przypadku działania USA doprowadziły do ukarania - zahamowania działalności Noriegi i panamskiej części kartelu narkotykowego (ocenione przez sąd jako "źle zatrzymany dobrze osądzony").
Oczywiście, w obu przypadkach, USA współprzyczyniły sie do problemu: - w przypadku Meksyku, sytuacja jest częściowo pochodna "wojnie z narkotykami"; - w przypadku Panamy, poparciem dla zbirów pod warunkiem ich "antykomunizmu". Jednak brak sympatii dla (obecnej)administracji amerykańskiej - którą podzielam - nie jest racjonalną podstawą nadinterpretacji w analizie każdego działania tej administracji.
Szanowny Panie Profesorze, Dziękuję za wyrażenie opinii, pozwolę sobie jednak pozostać przy moim stanowisku. To, że propozycję pomocy Meksykowi przez USA można uznać za akt jednostronny nie wyklucza możliwości rozpatrywania tej propozycji w kontekście możliwej interwencji zbrojnej USA w Meksyku, nawet jeśli za zgodą Meksyku. Jeśli chodzi o to, że "zapowiedź (USA) "przyjęcia zaproszenia" chroni zapraszającego (Meksyk) przed utrata twarzy w przypadku sekwencji zdarzeń: prośba i odmowa." - jest to oczywiste, problem byłby dopiero wtedy, gdyby USA miały bez pytania Meksyku o zdanie wysłać swoje wojsko. Skoro prezydent Trump wielokrotnie już wypowiadał się o zagrożeniach płynących zza granicy amerykańsko-meksykańskiej, jak można rozważać propozycję wysłania wojsk USA do Meksyku bez uwzględnienia tego kontekstu? (i sympatia czy jej brak, co chyba nie wynika z tekstu, nie ma tutaj żadnego znaczenia).
Pozdrawiam,
Agata Kleczkowska
Prześlij komentarz