piątek, 19 września 2014

Szkockie referendum: nie "Independence Day" ale święto demokracji

Wczorajsze (18.09) referendum w sprawie niepodległości Szkocji zakończyło się wygraną przeciwników odłączenia od Zjednoczonego Królestwa (nieco ponad 55% głosów przeciw). Jednak największym "zwycięzcą", co podkreślają i komentatorzy i sami Szkoci (niezależnie od stosunku do kwestii niepodległości), została... demokracja: w głosowaniu wzięło udział 84,5% uprawnionych. Strona przegrana z honorem przyjęła wynik referendum. Lider Scottish Nationalist Party i jednocześnie premier Szkocji, Alex Salmond (główny inicjator referendum i kampanii niepodległościowej) zaapelował, by wszyscy Szkoci poszli w jego ślady i zaakceptowali demokratyczny werdykt (zob. tekst przemówienia Salmond'a tutaj). Z kolei zwolennicy pozostania Szkocji w Zjednoczonym Królestwie, a przede wszystkim chyba władze centralne w Londynie, przyjęli do wiadomości wiele argumentów i racji zwolenników secesji. Znalazło to wyraz już w przemówieniu Davida Camerona wygłoszonym tuż po ogłoszeniu wyników (tekst zob. tutaj), w którym obiecuje on m.in. większą decentralizację i więcej niezależności dla wszystkich państw składowych Zjednoczonego Królestwa np. w kwestiach podatkowych i budżetowych.

"NIE" dla niepodległości Szkocji oznacza również łatwiejsze zadanie dla nas, prezentujących i komentujących ewentualne problemy, jakie oddzielenie się Szkocji od Zjednoczonego Królestwa wywołałoby z perspektywy prawa międzynarodowego i Unii Europejskiej. Nie musimy przewidywać prawnych rozwiązań "wyjścia" Szkocji z UE czy NATO i ewentualnego jej ponownego "wejścia" w ich struktury, konsekwencji secesji dla międzynarodowych zobowiązań UK czy niepodległego szkockiego państwa. 

Natomiast, całkowicie niezależnie od wyniku referendum, przykład Szkocji i Zjednoczonego Królestwa pokazuje, jak można realizować prawo do samostanowienia w sposób pokojowy i cywilizowany, wykorzystując demokratyczne instrumenty i szanując poglądy i postawy przeciwników. Szkoci udowadniają, że pojęcia "separatyzm" i "secesja" nie muszą mieć wyłącznie pejoratywnych konotacji, a ruch separatystyczny można zorganizować w sposób pokojowy i nowoczesny. A wszyscy Brytyjczycy uczą nas, że o problemach autonomii, niepodległości, samostanowienia można rozmawiać, a nawet używać do ich rozwiązywania metod pokojowych a nie siłowych. Kluczowy wydaje się jednak w takich przypadkach brak zaangażowania państw trzecich w ruchy separatystyczne. 

Tymczasem rzeczywistość zbyt często pokazuje, że separatyzm w danym regionie bywa inspirowany z zagranicy, na prawo do secesji powołują się grupy, które same na taki "pomysł" by nie wpadły, a prawo do samostanowienia jest wykonywane w ich imieniu przez żołnierzy państwa trzeciego... 

Zob. szerzej informacje PAP i BBC oraz komentarze EUobserver (Scotland chooses to stay in UK, Cameron promises more devolution across UK).

Brak komentarzy: