Dzisiaj przedstawiciele PE i Rady doszli do porozumienia w kształcie zapowiadanej od dawna reformy Europejskiej inicjatywy obywatelskiej. Wydaje się jednak, że zaproponowane zmiany nie są wystarczające.
EIO funkcjonuje w systemie UE od 2012 r. Umożliwia ona zwrócenie się do Komisji przez co najmniej milion obywateli pochodzących z co najmniej siedmiu państw członkowskich z wnioskiem o podjęcie inicjatywy ustawodawczej w zakresie, w którym zdaniem obywateli UE działania prawne są pożądane. Do tej pory jedynie cztery inicjatywy przeszły wszystkie wymogi i spotkały się z formalną odpowiedzią ze strony Komisji. Żadna jednak z nich nie wiązała się z przedłożeniem konkretnej inicjatywy ustawodawczej przez Komisję.
Zapowiedziana reforma ma ułatwić przeprowadzanie inicjatyw m.in. poprzez usprawnienie zbierania podpisów przez Internet, zapewnienie pomocy prawno-organizacyjnej czy zmniejszenie formalności. Nie przewiduje jednak najważniejszych postulatów, które były wysuwane w ramach debaty nad przyszłością EIO. W szczególności inicjatywy w dalszym ciągu będą mocno uzależnione od samej Komisji (bardzo wąskie rozumienie zakresu inicjatywy było już niejednokrotnie przedmiotem reakcji ze strony TSUE, zob. np. T-754/14). W szczególności nie uwzględniono propozycji obowiązku przeprowadzania debaty i głosowania nad przedkładanymi inicjatywami w PE.
Co ciekawe, sam pomysł EIO jako instrumentu bezpośredniego wpływu na kształt prawodawstwa unijnego jest powszechnie chwalony, także przez partie nie do końca uznawane za zwolenników obecnego kształtu Unii (zob. np. stanowisko Fideszu). Tym bardziej szkoda, że zaproponowane zmiany nie idą tak daleko, jak mogłyby iść. Dość paradoksalny jest także fakt, że kształt reformy instrumentu demokracji bezpośredniej decyduje się podczas trilogue’u, czyli zamkniętego spotkania przedstawicieli instytucji unijnych, a nie z poszanowaniem pełnej przejrzystości całego procesu ustawodawczego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz