wtorek, 28 listopada 2017

Trudne wybory do MTS - po raz pierwszy od 1946 r. bez sędziego z Wielkiej Brytanii w składzie Trybunału

Tegoroczne wybory pięciu sędziów Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości (których kadencja rozpocznie się 6 lutego 2018 r.) okazały się jeszcze trudniejsze niż dwie ostatnie elekcje z 2014 i 2011 r., a ich ostateczny rezultat - "historyczny", bo po raz pierwszy od 1946 r., od utworzenia Trybunału w jego składzie zabraknie brytyjskiego sędziego. Trzeci raz z rzędu powtórzył się podobny scenariusz: czterech kandydatów zdobyło wymaganą bezwzględną większość głosów w Zgromadzeniu Ogólnym i Radzie Bezpieczeństwa stosunkowo szybko, pierwszego dnia głosowań (9 listopada), na wybór piątego sędziego trzeba było poczekać kilkanaście dni. (Zob. posty D. Akande o wyborach z 2011 i 2014 r. na EJIL:Talk!). 

Czerech sędziów wybranych 9 listopada to dotychczasowi sędziowie Ronny Abraham (Francja), Abdulqawi Yusuf (Somalia), Antônio Augusto Cançado Trindade (Brazylia) oraz kandydujący po raz pierwszy Nawaf Salam z Libanu (obecny Stały Przedstawiciel Libanu przy ONZ). W walce o piąte miejsce w składzie MTS pozostali Christopher Greenwood (Wielka Brytania) i Dalveer Bhandari (Indie), obaj ubiegajacy się o reelekcję. (Zob. komunikat prasowy MTS z 10 listopada oraz post D. Akande na EJIL:Talk!). 

Zgodnie ze Statutem MTS wyboru sędziów dokonują w systemie rotacyjnym (pięciu sędziów co trzy lata) Zgromadzenie Ogólne i Rada Bezpieczeństwa - kandydat musi uzyskać bezwzględną większość głosów w każdym z organów (art. 4 Statutu). Wprawdzie nie ma w statucie MTS określonego geograficzno-politycznego podziału miejsc, ale zgodnie z art. 9 przy każdym wyborze organy decydujące muszą brać pod uwagę, by w Trybunale jako całości "były reprezentowane główne formy cywilizacji i zasadnicze systemy prawne świata". Dotąd w składzie Trybunału zawsze zasiadali "przedstawiciele" stałych członków Rady Bezpieczeństwa (z wyjątkiem l. 1967-1985, gdy nie było chińskiego sędziego, ale to było związane ze sporem o reprezentację Chin w ONZ). Statut przewiduje też, że jeśli nie uda się dokonać wyboru wszystkich sędziów w ciągu trzech zebrań wyborczych, zastosowanie ma specjalna procedura z art. 12. 

W tegorocznych wyborach głosowania w ramach drugiego zebrania (13 listopada) nie przyniosły rezultatu, sędzia Bhandari umacniał przewagę w ZO, a sędzia Greenwood w RB. Trzecie zebranie wyznaczono na 20 listopada. W obliczu przedłużającego się impasu i niemożliwości uzyskania większości w Zgromadzeniu Ogólnym, Wielka Brytania podjęła bezprecedensową (jak na stałego członka RB) decyzję o wycofaniu swojego kandydata.W konsekwencji na ostatni wakat wybrany został jedyny kandydat, który pozostał na placu boju, sędzia Bhandari (zob. komunikat prasowy MTS i ONZ). 

Niezależnie od powodów decyzji brytyjskich władz, trzeba ją docenić z punktu widzenia interesu samego Trybunału, ONZ i międzynarodowego wymiaru sprawiedliwości. Sędzia Greenwood miał zdecydowaną przewagę w RB, sędzia Bhandari w ZO; w dwóch poprzednich elekcjach, gdy wystąpiły podobne problemy RB "dopasowała się" do wyboru ZO (choć w 2008 r. to ZO "zmieniło zdanie", wybierając między kandydatami z Filipin i Somalii i w efekcie poparło Somalijczyka, by utrzymać regionalną równowagę w składzie Trybunału). Tym razem, mimo utrzymującego się wysokiego poparcia dla kandydata z Indii w ZO, RB nie zamierzała "odpuścić". Trudno się oprzeć wrażeniu, że oto trwał korespondencyjny pojedynek miedzy "nowymi" siłami (w ZO) a "starymi" w RB. Kiedy po 11 rundach głosowania ciągle nie było rozstrzygnięcia, Brytyjczycy po prostu wzięli na siebie odpowiedzialność za rozwiązanie problemu. 

Dlaczego Wielka Brytania zdecydowała się na tak niekonwencjonalny krok? Przychodzi mi na myśl podstawowa zasada judo "ustąp aby zwyciężyć": poświęcimy stanowisko sędziego MTS, ale zyskamy np. przychylność Indii. W obliczu Brexitu - bezcenne. Wielka Brytania chcąc pozostać po wyjściu z UE "globalnym graczem" musi szukać silnych sojuszników, naturalnymi są państwa Wspólnoty Brytyjskiej, wśród których Indie grają kluczową rolę. "Głowa" Christophera Greenwooda to niezbyt wygórowana cena za dobre relacje z Indiami. 

Brytyjska porażka w wyborach do MTS nie wydaje się jednak aż tak bardzo zaskakująca, jeśli weźmiemy pod uwagę inne spektakularne wyborcze przegrane stałych członków RB w organach ONZ w 2016 r.: Francji w wyborach do Komisji Prawa Międzynarodowego i Rosji w wyborach do Rady Praw Człowieka. Wygląda na to, że ich zagwarantowana KNZ szczególna pozycja w Radzie Bezpieczeństwa przestaje emanować na inne organy i instytucje ONZ, do których tradycyjnie zawsze (prawie - vide przywołany wyżej przykład Chin) wybierani byli ich przedstawiciele. Skoro tak trudno zmienić Kartę, to może właśnie najlepiej zacząć od zmiany praktyki, w tym praktyki wyborczej - w duchu prawdziwej suwerennej równości państw.

A jednak - i tu zgadzam się z D. Akande - szkoda, że w przypadku wyborów do MTS ten trend uderzył akurat w Wielką Brytanię, jedynego stałego członka RB, który ma złożoną deklarację o uznaniu jurysdykcji Trybunału i konsekwentnie wspiera ideę sądowego rozstrzygania sporów międzynarodowych. Miejmy nadzieję, że nie spowoduje to wycofania deklaracji (wspomnijmy niechlubne przykłady USA i Francji). Moim zdaniem przy wyborze sędziego do MTS - poza statutowymi kryteriami kompetencji i zrównoważenia regionalno-systemowego - kluczowe znaczenie powinno bowiem mieć to, czy popierające go państwo uznaje jurysdykcję tego Trybunału. 

Zob. też komentarze: 

Brak komentarzy: