Konflikt w Jemenie nazywany jest „zapomnianą wojną” (w Polsce - wydaje się, że w ogóle nieznaną). Warto przypomnieć więc, że rozpoczął się w 2015 r., kiedy to prezydent Jemenu Abdo Rabbu Mansour Hadi, został zmuszony do ustąpienia z urzędu przez rebeliantów pochodzących ze zbrojnej grupy Huti, należących do jednego z odłamów szyizmu, zajdyzmu, a wspierających byłego prezydenta Jemenu, Ali Abdullah Saleh. Wówczas w wewnętrzny konflikt włączyła się Arabia Saudyjska, która stworzyła koalicję, składającą się z państw należących do Rady Współpracy Zatoki Perskiej (z wyjątkiem Omanu), z udziałem Egiptu i Sudanu, a wspieraną przez rządy amerykański i brytyjski. Koalicja chciała doprowadzić do przywrócenia na urząd prezydenta Hadiego, ale zaangażowanie państw trzecich spowodowało, że wewnętrzna rebelia przerodziła się w trwającą od 2015 r. wojnę domową (jej początek zresztą datuje się na 25 marca 2015 r., kiedy koalicja pod przywództwem Saudyjczyków przeprowadziła pierwsze ataki z powietrza przeciwko Huti).
(Więcej o przyczynach wojny w Jemenie można przeczytać m.in. na stronach Amnesty International oraz European Council on Foreign Relations).
Obecnie część Jemenu znajduje się pod kontrolą prezydenta Hadiego, ale północna część państwa, jak również stolica, Sana, są kontrolowane przez Huti. Trwający dwa lata konflikt doprowadził państwo do ruiny, niszcząc całą infrastrukturę społeczną. Amnesty International podaje, że w wyniku wojny domowej w Jemenie zginęło co najmniej 4600 cywilów, a 3 miliony osób zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Organizacje międzynarodowe donoszą o masowych naruszeniach praw człowieka, a nawet o możliwych zbrodniach wojennych popełnionych w Jemenie. O wiele więcej o sytuacji w państwie mówią jednak inne statystyki – szacuje się, że ponad 18 milionów mieszkańców Jemenu jest całkowicie uzależnionych od pomocy humanitarnej, bez której nie mogliby przeżyć. Jemeńczycy cierpią jednak nie tylko z powodu głodu, ale również najszybciej w historii postępującej epidemii cholery.
W tej sytuacji szczególne znaczenie ma fakt, że trzy tygodnie temu Saudyjczycy ustanowili w Jemenie całkowitą blokadę morską, lądową i powietrzną, uniemożliwiając dostarczanie pomocy humanitarnej. Dopiero w zeszłą sobotę wpuścili pierwszy od czasu ustanowienia blokady samolot z pomocą UNICEF, który przywiózł prawie 2 miliony szczepionek.
W trakcie niedzielnej konferencji prasowej, Geert Cappelaere, dyrektor UNICEF w regionie, nazwał Jemen „jednym z najgorszych miejsc na ziemi dla dzieci”. Przypomniał, że Jemen ma jeden z największych na świecie wskaźników osób niedożywionych, jak również najbardziej zubożone rezerwy wody; co 10 minut w Jemenie umiera jedno dziecko z powodów, którym da się zapobiec. W trzech punktach przedstawił apel do walczących w Jemenie, wzywając ich o przyzwolenie na dalsze dostawy szczepionek, dostęp do paliwa, które umożliwia pracę generatorów pomp wody, jak również powstrzymanie się od włączania w wojnę dzieci.
Słowa Cappelaere o tym, że „Yemen is one of the worst places on earth to be a child” od kilku dni są w nagłówkach wszystkich światowych mediów. Szkoda dopiero, że dramatyczne zdanie dyrektora UNICEF wydało się na tyle chwytliwe, że media przypomniały sobie o wojnie w Jemenie. Oby nie ostatni raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz