W wigilię rozpoczętego dziś szczytu G20 w prezydent Obama i prezydent Xi złożyli dokumenty ratyfikacyjne przyjętego w grudniu 2015 i otwartego do podpisu w kwietniu Porozumienia Paryskiego, czyli nowego porozumienia w sprawie zmian klimatu. Jest to o tyle przełomowe wydarzenie, że znacznie przybliża możliwość wejścia w życie Porozumienia jeszcze w tym roku. Jest to bowiem uzależnione nie tylko od liczny ratyfikacji (co najmniej 55) ale także od tego, za ile procent światowej emisji gazów cieplarnianych są odpowiedzialne państwa, które ratyfikują nowe Porozumienie (55% światowych emisji). Ten drugi wymóg bez USA i Chin byłby praktycznie niemożliwy do spełnienia, gdyż łącznie odpowiadają one za blisko 40% światowych emisji. Porozumienie Paryskie ratyfikowane jest obecnie przez 26 państw, odpowiedzialnych za 39,06% światowych emisji. Wcześniej, Porozumienie ratyfikowały przede wszystkim małe państwa wyspiarskie, najbardziej zagrożone zmianami klimatu, jednak w bardzo niewielkim stopniu emitujące CO2. Dotychczas nie ratyfikowała go między innymi Unia Europejska, pomimo iż to ona zgłosiła najbardziej ambitny tzw. narodowy wkład (NDC - nationally determined contribution).
Czy fakt ratyfikacji Porozumienia przez Chiny i USA jest niespodzianką? Wydaje się, że raczej nie. Oba państwa były bardzo aktywne przy jego negocjowaniu. Wydaje się także, że zawartość Porozumienia i bark w nim tak twardych instrumentów z jakimi mieliśmy do czynienia w Protokole z Kyoto powoduje, że nawet państwa dotychczas mniej zaangażowane w walkę ze zmianami klimatu nie powinny mieć problemów z jego ratyfikacją. Ostateczne NDC Chin i USA na razie nie są dostępne, ale przedstawione jeszcze przez konferencją w Paryżu deklarowane NDC wskazywały na umiarkowane, chociaż z pewnością dość realistyczne cele. Chiny planują rozpocząć ograniczanie emisji w 2020 roku, co oznacza, że do tego czasu wciąż będą one rosnąć. USA zadeklarowały, że do 2025 obniżą emisje o 26-28% w porównaniu z 2005 r. Od momentu wejścia w życie Porozumienia, deklaracje te staną się prawnie wiążące.
O ile wydaje się, że realizacja zobowiązań przez Chiny nie jest zagrożona, o tyle w USA z ograniczeniem emisji wiąże się wiele wyzwań. Prezydent Obama zdecydował się na złożenie dokumentów ratyfikacyjnych bez występowania o zgodę ze strony Kongresu i Senatu, gdzie Porozumienie wzbudza wiele kontrowersji. Kluczem do jego realizacji ma być flagowy projekt Obamy, przedstawiony w ubiegłym roku tzw. Clean Power Plan. Jego obowiązywanie zostało jednak w luty zawieszone przez Sąd Najwyższy do czasu rozstrzygnięcia o jego ważności, co kwestionuje kilka stanów. Orzeczenie w tej sprawie nie zostało dotychczas wydane. Co więcej, Donald Trump, w razie wygranej deklaruje wycofanie USA z Porozumienia. Trudno powiedzieć jednak jakie to będzie miało faktyczne skutku dla zmian klimatu. To co na razie udało się osiągnąć, to niewątpliwie to, że USA i Chiny stały się liderami procesu ratyfikacji, zgodnie z zapowiedziami obu prezydentów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz