Na ulice Hong Kongu wyległy setki tysięcy demonstrantów protestujących przeciwko procedowanej ustawie mającej umożliwić ekstradycję do kontynentalnych Chin; w największej dotąd niedzielnej manifestacji wg. organizatorów udział wzięło przeszło milion osób, wg policji czterokrotnie mniej. Mimo kilkudniowych protestów szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam oświadczyła, że nie widzi żadnych powodów dla opóźnienia prac legislacyjnych (WSJ, Opponents of Hong Kong Extradition Bill Plan Fresh Protests, Strikes).
Zdjęcie Jerome Favre/EPA |
Drugie czytanie ustawy ma odbyć się jutro. Deklarowanym celem jest uniemożliwienie przestępcom korzystania z Hong Kongu jako schronienia przed jurysdykcją organów wymiaru sprawiedliwości prowadzących postępowania ws. przestępczości transgranicznej i międzynarodowej. Protestujący uważają natomiast, że nowe prawo bardziej uzależni Hong Kong od Pekinu, a także podważy doniosłość zasady rządów prawa w związku z brakiem ochrony praw człowieka i słabiej rozwiniętym kontynentalnym systemem prawnym.
Protesty dotąd miały przede wszystkim pokojowy charakter, aczkolwiek napięcie na ulicach rośnie i doszło do sporadycznych przepychanek między z policją. W Internecie wezwano do otoczenia budynku parlamentu w nocy z wtorku na środę. Sytuacja może zatem szybko eskalować. Wizytujący miasto w 2017 r. Xi Jinping, Przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej, zapowiedział utrzymanie modelu "jedno państwo, dwa systemu", jednocześnie deklarując brak tolerancji dla jakichkolwiek zamieszek. W tej sytuacji mniej dziwi spolegliwość lokalnych władz wobec oczekiwań stolicy.
Pekin wydał oświadczenie popierające lokalne władze, o prowokowanie zamieszek oskarżając lokalnych dysydentów współpracujących z zagranicznymi mocarstwami (WSJ, Beijing Digs In on Hong Kong Extradition Bill).
Są to największe protesty od czasu Parasolkowej rewolucji (przedstawiony w filmie dokumentalnym prod. Netflixa. Joshua).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz