sobota, 6 lutego 2016

Członkowie misji pokojowych ONZ seksualnymi drapieżnikami donosi HRW

Kilka dni temu (4.02.2016) ukazała się kolejna informacja tym razem ze strony Human Rights Watch na temat udokumentowanych przestępstw seksualnych, jakich dopuścili się członkowie misji pokojowej w Republice Środkowej Afryki (inne doniesienia, w tym nasze posty, zobacz tutaj, tutaj, tutaj). Wcześniej (w grudniu 2015 r.) ukazał się raport ONZ na temat nadużyć, jakich dopuszczono się w RŚA (zobacz tutaj), który wzbudził duże zainteresowanie w mediach (w Polsce z pewnym opóźnieniem, zobacz tutaj). Zanim jednak pozwolimy na medialny lincz Rady Bezpieczeństwa i tworzonych przez nią misji pokojowych, trzeba rozważyć następujące kwestie.


Po pierwsze, Narody Zjednoczone od lat prowadzą działania na rzecz ograniczenia przemocy seksualnej ze strony peacekeepersów i nie ma rezolucji tworzącej/przedłużającej mandat danej misji, w której nie przypomina się o konieczności wdrożenia odpowiednich procedur, by do tego typu nadużyć nie doszło (Zero Tolerancji). Rada też zwracała uwagę (jak w przypadku misji AMISOM, która jednak nie jest misją ONZ, lecz przez ONZ jest finansowo i logistycznie wspierana, zob. S/RES/2232 z 28 lipca 2015) na konieczność wyjaśniania kwestii odpowiedzialności za przestępstwa seksualne. Także w rezolucjach tematycznych, jak tej tej dotyczącej kobiet (S/RES/2242 z 13 października 2015 r.) potępia się wszelkie przypadki przemocy seksualnej wobec kobiet. Promocja najwyższych standardów w dziedzinie praw człowieka jest również celem inicjatywy Human Rights Up in Front. Trudno więc zarzucić ONZ, że problemu nadużyć seksualnych nie dostrzegała i nie wdrożyła odpowiednich procedur zapobiegających im. Rada Bezpieczeństwa też niejednokrotnie podkreślała rolę dziennikarzy w ujawnianiu prawdy, w tym więc prawdy o działalności misji pokojowych (zob. S/RES/2222 z 27 maja 2015 r.)

Po drugie, można zrozumieć, dlaczego RB i Sekretariat unikają nagłaśniania przypadków przestępstw seksualnych ze strony misji pokojowej czy wojsk państw wspierających działania ONZ w danym państwie (jak w przypadku sił francuskich w RŚA, o czym pisaliśmy w przywołanych wyżej postach). Jeśli bowiem oczekuje się od RB, że w danym państwie zaprowadzi pokój i bezpieczeństwo, a RB nie ma do dyspozycji ani środków finansowych, ani chętnych państw do wysłania swych wojsk, to nie chce zrażać do ewentualnej współpracy przez publiczne piętnowanie obywateli danego państwa czy też nie chce aby dana misja kojarzyła się właśnie z seksualnymi nadużyciami, co rzutuje na wszystkich! uczestników misji. W przypadku RŚA istniało duże prawdopodobieństwo popełnienia zbrodni przeciwko ludzkości lub ludobójstwa i od początku było wiadomo, że tworzona przez ONZ misja pokojowa MINUSCA jest za mała.

Po trzecie, członkowie misji tłumaczą się łatwością popełniania przestępstw i desperacją ofiar, które w celu zdobycia pożywienia są gotowe na wszelkie czyny. W skrócie ich tłumaczenie można podsumować: okazja czyni złodzieja. Ponadto wobec tak ogromnego zapotrzebowania na personel misji, zarówno cywilny, jak i wojskowy istnieje pokusa wysyłania osób nie rokujących zbyt dobrze.

Czy powyższe usprawiedliwia członków misji pokojowych. Oczywiście, że nie! Jedynie wyjaśnia przyczyny ich zachowania oraz opieszałość RB w nagłaśnianiu tego typu incydentów. Nie zmienia to faktu, że tego typu skandale mocno uderzają w autorytet misji i całego ONZ, gdyż jak słusznie w raporcie ONZ zaznaczono: "Gdy członkowie misji pokojowych wykorzystują bezbronność ludzi, których mieli chronić, to jest to fundamentalna zdrada ich zaufania. Kiedy międzynarodowa społeczność zawodzi, jeśli chodzi o opiekę nad ofiarami i pociągnięciem do odpowiedzialności sprawców, zdrada jest jeszcze gorsza" (wersja oryg.: When peacekeepers exploit the vulnerability of the people they have been sent to protect, it is a fundamental betrayal of trust. When the international community fails to care for the victims or to hold the perpetrators to account, that betrayal is compounded.).

Brak komentarzy: