Już od ponad roku trwają walki z tzw. Państwem Islamskim (ISIL, ISIS), które mimo działań podjętych przez różne państwa i organizacje (o czym pisaliśmy choćby tu i tutaj), stwarza bezpośrednie zagrożenie dla coraz większej grupy państw.
Ta sytuacja prowokuje wiele pytań z zakresu prawa międzynarodowego, jak choćby:
Ta sytuacja prowokuje wiele pytań z zakresu prawa międzynarodowego, jak choćby:
- czy zbrodnie popełniane przez bojowników Państwa Islamskiego mogą stać się przedmiotem postępowania przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym, o czym pisaliśmy tutaj, a która to opcja nadal jest rozważana przez niektórych członków RB?
- czy Państwo Islamskie to jedynie grupa zbrojna, czy może ruch narodowowyzwoleńczy korzystający z prawa do samostanowienia, a może już państwo w świetle prawa międzynarodowego - co wpływałoby także na kwalifikację prawna konfliktu i jego uczestników?
- jakie jest uzasadnienie prawne użycia siły przez poszczególne państwa (o czym pisaliśmy m.in. tutaj)?
Ta ostatnia kwestia jest szczególnie interesująca ze względu na to, że ataki przeciwko bojownikom ISIL/ISIS dokonywane są na terytorium Iraku oraz Syrii. W przypadku Iraku uzasadnieniem może być zgoda Iraku, choć pojawiają się niekiedy wątpliwości, co do obowiązywania zasady nieudzielania pomocy żadnej ze stron w przypadku konfliktu wewnętrznego.
W przypadku Syrii również można argumentować, że istnieje ciche przyzwolenie rządu Assada na atakowanie bojowników państwa islamskiego, zawsze można też powrócić do argumentu samoobrony (obrony własnych obywateli i wsparcia dla sojuszników) wobec ataków czy też - jak to jest w przypadku USA - groźby ataku ze strony niepaństwowej grupy.
Co jednak charakterystyczne, mimo żywych debat i argumentów specjalistów, że bez ofensywy lądowej trudno spodziewać się zwycięstwa w walce z Państwem Islamskim (toczonej m.in. na łamach War on the Rocks czy Lawfare), Stany Zjednoczone zdecydowały się na inwestycję w szkolenia m.in. syryjskich rebeliantów (zob. np. doniesienia tutaj, i tutaj). I tu pojawia się pytanie, na jakiej podstawie prawnej USA szkolą rebeliantów, którzy mogą walczyć z Państwem Islamskim, ale równie dobrze nabyte umiejętności i dostarczoną broń mogą użyć przeciwko rządowi Syrii (dodajmy jeszcze wątpliwości związane z informacjami wskazującymi na wsparcie Syrii dla bojowników Państwa Islamskiego atakujących tereny opanowane przez rebeliantów, zobacz tutaj). Czy te działania to również obrona przed grożącym nieuchronnie atakiem (zakładając dopuszczalność użycia samoobrony preempcyjnej, przechwytującej - preemptive self-defence)? Ale czy rzeczywiście atak jest nieuchronny, skoro jest czas na szkolenie żołnierzy?
Oczywiście rozwiązanie zastosowane przez USA jest o tyle wygodne, że nie ryzykuje się życia własnych żołnierzy, a przypisanie odpowiedzialności za działania rebeliantów Stanom Zjednoczonym będzie niezwykle trudne w świetle testu efektywnej kontroli stosowanego przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości. Dochodzi wprawdzie do naruszenia suwerenności Syrii, ale ewentualne pretensje o użycie siły czy zbrodnie popełniane przez rebeliantów zawisną zapewne w próżni braku odpowiedzialności i akademickich debat.
Co jednak charakterystyczne, mimo żywych debat i argumentów specjalistów, że bez ofensywy lądowej trudno spodziewać się zwycięstwa w walce z Państwem Islamskim (toczonej m.in. na łamach War on the Rocks czy Lawfare), Stany Zjednoczone zdecydowały się na inwestycję w szkolenia m.in. syryjskich rebeliantów (zob. np. doniesienia tutaj, i tutaj). I tu pojawia się pytanie, na jakiej podstawie prawnej USA szkolą rebeliantów, którzy mogą walczyć z Państwem Islamskim, ale równie dobrze nabyte umiejętności i dostarczoną broń mogą użyć przeciwko rządowi Syrii (dodajmy jeszcze wątpliwości związane z informacjami wskazującymi na wsparcie Syrii dla bojowników Państwa Islamskiego atakujących tereny opanowane przez rebeliantów, zobacz tutaj). Czy te działania to również obrona przed grożącym nieuchronnie atakiem (zakładając dopuszczalność użycia samoobrony preempcyjnej, przechwytującej - preemptive self-defence)? Ale czy rzeczywiście atak jest nieuchronny, skoro jest czas na szkolenie żołnierzy?
Oczywiście rozwiązanie zastosowane przez USA jest o tyle wygodne, że nie ryzykuje się życia własnych żołnierzy, a przypisanie odpowiedzialności za działania rebeliantów Stanom Zjednoczonym będzie niezwykle trudne w świetle testu efektywnej kontroli stosowanego przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości. Dochodzi wprawdzie do naruszenia suwerenności Syrii, ale ewentualne pretensje o użycie siły czy zbrodnie popełniane przez rebeliantów zawisną zapewne w próżni braku odpowiedzialności i akademickich debat.
Charakterystyczne, że nikt nie ogląda się na Radę Bezpieczeństwa. Po cóż bowiem czekać na kolejne weto ze strony Rosji czy Chin w sprawie Syrii. Jedyne czego można się spodziewać, to rezolucji odnoszącej się do kwestii broni chemicznej, której dotyczyły rezolucje 2209 z 6 marca 2015 r. oraz 2118 z września 2013 r. (dodajmy, że dodatkowo wyrażono w nich oczywiście smutek z powodu ataków na osoby cywilne, tak jak w oświadczeniu prasowym z czerwca 2015 r. )
Piąty rok więc toczy się wojna w Syrii, która pochłonęła ponad 220.000 ofiar, a w której poszczególne państwa, jak Iran, Rosja, a z drugiej Strony USA czy Arabia Saudyjska wspierają poszczególne strony konfliktu w Syrii. Jest to też wojna prowokująca szereg pytań prawnych, na które zapewne nigdy nie usłyszymy autorytarnej odpowiedzi jakiegokolwiek sądu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz