Wczoraj w nocy polskiego czasu USA, Wielka Brytania i Francja przeprowadziły „precyzyjne uderzenia” (według słów Prezydenta Trumpa) na cele związane z bronią chemiczną posiadaną przez syryjski reżim. Przyczyną ataku było użycie po raz kolejny w zeszłą sobotę broni chemicznej przeciwko ludności cywilnej. Celem uderzenia były m.in. laboratoria badawcze niedaleko Damaszku oraz Homs, gdzie reżim ma produkować sarin.
W amerykańskich mediach, co zaskakujące, brak informacji co do skuteczności ataku, zwłaszcza, że Rosjanie twierdzą, że ze 103 pocisków, wystrzelonych w kierunku Syrii, syryjski system bezpieczeństwa zestrzelił 73 (Rosja twierdzi też, że nie odnotowała obecności pocisków francuskich).
Ataki na syryjskie cele były „zapowiadane” przez prezydenta Trumpa od kilku dni.
Jak ma się do tych ataków prawo międzynarodowe? Wydaje się, że w świetle wypowiedzi Francji, Wielkiej Brytanii i USA po atakach, ma się nijak. Żaden z liderów tych państw nie wspomniał o tym, że w prawie międzynarodowym obowiązuje zakaz użycia siły albo że państwa te w ogóle są związane prawem międzynarodowym. Prezydent Trump wskazał, że celem ataku było odstraszenie przed dalszą produkcją i rozprzestrzenianiem broni chemicznej, co stanowi „istotny interes bezpieczeństwa” USA.
Na ten sam cel interwencji powołała się premier May. Wskazała ponadto, że przez weto Rosji w RB ONZ zostały wyczerpane inne możliwości działania. Powiedziała także, że „(…) there is no practicable alternative to the use of force to degrade and deter the use of chemical weapons by the Syrian Regime”. Interwencją, USA, Wielka Brytania i Francja nie chcą więc doprowadzić do zmiany syryjskiego reżimu ani interweniować w wojnę domową, ale osiągnąć stan, w którym nie dojdzie do eskalacji napięcia w regionie, a ludność cywilna będzie chroniona.
Prezydent Macron zauważył z kolei, że używając broni chemicznej reżim Assada narusza prawo międzynarodowe i rezolucje Rady Bezpieczeństwa ONZ (nie wspomniał jednak jak interwencja, w której uczestniczyło jego państwo, ma się do prawa międzynarodowego, skoro jego naruszanie jest karane zbrojną interwencją).
Przypomnijmy, że fundamentalną zasadą prawa międzynarodowego, przyjętą przez społeczność międzynarodową w 1945 r., jest zakaz użycia siły. Zgodnie z art. 2 ust. 4 KNZ, „Wszyscy członkowie powinni w swych stosunkach międzynarodowych powstrzymywać się od stosowania groźby lub użycia siły przeciwko integralności terytorialnej albo niepodległości politycznej któregokolwiek państwa, lub wszelkiego innego sposobu, niezgodnego z celami Narodów Zjednoczonych”. KNZ przewiduje jedynie dwa wyjątki od zakazu – prawo do samoobrony na gruncie art. 51 KNZ oraz operację zbiorową pod auspicjami RB ONZ na podstawie art. 42 Karty. Wczorajsza interwencja nie wpisała się w żaden z tych wyjątków, a więc stanowiła pogwałcenie zakazu użycia siły. Nie wydaje się, mimo głosów podnoszonych w doktrynie, aby prawo międzynarodowe pozwalało na tzw. interwencje humanitarne czy interwencje na podstawie doktryny „Responsibility to protect” („Odpowiedzialność za ochronę”). Nawet jednak jeśli byłoby tak, ani prezydent Trump, ani premier May, ani prezydent Macron, nie powołali się na żadną z tych doktryn.
Powodem ustanowienia zakazu użycia siły były nie tylko wydarzenia II wojny światowej, ale też cała dotychczasowa historia, pełna wojen, podbojów i dominacji silniejszych nad słabszymi, demonstrowanej za pomocą siły. W 1945 r. społeczność międzynarodowa zrozumiała, że jedynie ustanowienie restrykcyjnego zakazu użycia siły, z dwoma wyjątkami od niego, ściśle zdefiniowanymi w Karcie, może uratować ludzkość od podobnych tragedii w przyszłości. Zakaz i zbiorowy system bezpieczeństwa, którego zakaz jest filarem, miał powstrzymać państwa przed dyskrecjonalnym użyciem siły i hegemonią siły. Oczywiście, po 1945 r. wielokrotnie państwa naruszały zakaz i dopuszczały się zbrojnych interwencji, których nie można sklasyfikować jako opartych o art. 42 lub 51 KNZ. Niemniej jednak, przy okazji każdej interwencji, państwa wskazały podstawy prawne podjętych działań, niezależnie od tego jak mało miały one wspólnego z okolicznościami faktycznymi interwencji i stanem prawa międzynarodowego. Państwa jednak wyrażały w ten sposób szacunek dla prawa, nawet w obliczu realizacji własnych interesów politycznych i potwierdzały moc obowiązującą zakazu użycia siły.
Pierwszym poważnym sygnałem, że obecni światowi liderzy nie mają szacunku dla prawa międzynarodowego, była zeszłoroczna interwencja USA w Syrii, w kwietniu 2017 r., również w związku z użyciem broni chemicznej przez prezydenta Assada. Jak wskazywaliśmy wówczas, nie tylko prezydent Trump nie przedstawił jej uzasadnienia prawnego, ale również interwencja ta została wsparta przez większość państw, które także nie szukały podstaw prawnych, ale popierały wymierzenie w ten sposób kary reżimowi Assada. Być może gdyby wówczas państwa zwróciły uwagę, że owszem, prezydenta Assada należy potępić i osądzić, ale nie jest środkiem ku temu jednostronna interwencja podjęta przez państwo, które uważa się za światowego policjanta, prezydent Trump nie zostałby zachęcony do kolejnej interwencji.
Wczorajszy atak na cele w Syrii obrazuje też wszystkie niebezpieczeństwa, które wiążą się z takimi „policyjnymi” interwencjami: dlaczego dopiero użycie broni chemicznej przeciwko cywilom jest wystarczającym powodem do użycia siły przeciwko reżimowi prezydenta Assada, a nie jest dobrym powodem już samo atakowanie, za pomocą konwencjonalnej broni, ludności cywilnej? Dlaczego odcięcie całych syryjskich miast od pomocy humanitarnej, co powoduje nie mniej katastrofalne skutki, nie wystarczy do użycia siły? Samo nasuwa się pytanie – jaka jest podstawa prawna, która powoduje, że to właśnie użycie broni chemicznej pozwala na zbrojną reakcję innych państw? Odpowiedź jest jednoznaczna – takiej podstawy nie ma, a to właśnie dyskrecjonalna ocena jednego (lub nawet trzech) państw decyduje o tym, kiedy jeszcze nie trzeba, a kiedy już należy zaatakować. Czy jest to wizja bezpiecznego świata?
Po drugie, co jeśli więcej państw (choć oczywiście, nie życzymy sobie takiego scenariusza), zacznie używać broni chemicznej przeciwko cywilom? Stany Zjednoczone zaatakują wszystkie te państwa? A jeśli przypadek użycia broni chemicznej będzie wątpliwy albo nie będzie można ustalić odpowiedzialnego – czy wówczas nadal pojedyncze państwo, na podstawie danych, których nikomu nie ujawni, może wskazać winnego i zaatakować? Przed takimi rozwiązaniami ma chronić właśnie zakaz użycia siły i zbiorowy system bezpieczeństwa. Na marginesie, Stany Zjednoczone po raz drugi nie czekały na wyniki międzynarodowego śledztwa, które wykazałoby jednoznacznie, kto użył broni chemicznej, tylko same wskazały, że był to reżim Assada.
W końcu, ostatni atak z użyciem broni chemicznej w Syrii miał miejsce niemalże w niechlubną rocznicę zeszłorocznego ataku, przeprowadzonego 4 kwietnia i dokładnie w rocznicę amerykańskiej interwencji w Syrii 7 kwietnia. Widać więc na tym przykładzie, że użycie siły nie stanowi skutecznego rozwiązania, bo mimo że celem poprzedniego uderzenia USA z 2017 r. też było odstraszenie reżimu od dalszego posługiwania się bronią chemiczną, nie okazało się to skuteczne. Ile razy można atakować zbrojnie państwo, które dalej łamie prawo międzynarodowe?
Oczywiście prawo międzynarodowe jest dalece niedoskonałe. Rację ma premier May, że weto Rosji zablokowało Radę Bezpieczeństwa i tym samym adekwatną reakcję zbiorowego systemu bezpieczeństwa. Gdyby jednak państwa bardzo chciały, są inne rozwiązania, również w ramach organizacji międzynarodowych, żeby wspomnieć choćby o rezolucji ZO ONZ 377A „Uniting for Peace” (która w przypadku paraliżu RB ONZ pozwala Zgromadzeniu Ogólnemu na podjęcie decyzji o użyciu siły), która kontrowersyjna, ale i tak jest lepszym rozwiązaniem niż działanie kilku państw na własną rękę. Ponadto, jeśli zbiorowy system bezpieczeństwa jest zły, to należy go zmienić, a nie systematycznie naruszać.
To co jest zdecydowanie niepokojące, to stosunek prezydenta największego mocarstwa do prawa międzynarodowego, tj. stosunek oparty na całkowitej ignorancji. Z trwogą można było obserwować tweety prezydenta Trumpa, w których w ciągu ostatnich kilku dni raz sugerował, że atak na Syrię nastąpi, a za chwilę twierdził, że może do niego w ogóle nie dojść.
To, co może być pocieszające, to jedynie reakcje innych państw, które mogą skrytykować interwencję jako nielegalną (póki co np. od interwencji odciął się Cypr), co może stanowić sygnał, że państwa życzą sobie jednak powrotu do porządku prawa międzynarodowego.
19 komentarzy:
Agato,
a może tu nie chodzi o użycie siły (a w każdym razie nie o dyskusje nad użyciem siły) tylko o umiędzynarodowienie konfliktu. Może zeszłoroczna reakcja USA to było za mało żeby w końcu w pełnej rozciągłości stosować Konwencje Genewskie, a nie jedynie wspólny art. 3?
mam po prostu nadzieję, że za dołączeniem WB i Francji jest coś więcej niż prężenie muskułów?
Karolino,
Sądząc po wypowiedziach premier May i prezydentów Macrona i Trumpa, to miał być odwet i kara za użycie broni chemicznej, nie doszukiwałabym się szlachetnego drugiego dna. Gdyby było inaczej, myślę, że zaczęłyby od zeszłego roku pojawiać się sygnały, że USA uważają konflikt w Syrii za międzynarodowy itd. Nie są mi znane takie głosy dochodzące z amerykańskiej administracji lub ośrodków z nią związanych. Ponadto, w takiej sytuacji wydaje mi się, że wypowiedzi tej trójki liderów miałyby więcej treści, a nie były tak puste pod względem prawnym. Ponadto, czy można mówić o konflikcie zbrojnym między państwami, który polega jedynie na tym, że trzy państwa atakują jedno, podkreślając, że uderzenia są precyzyjne i mają ściśle określony cel w postaci ograniczenia możliwości militarnych atakowanego państwa w jednym tylko aspekcie, a atakowane państwo nie odpowiada? Wiem, że są różne definicje konfliktów zbrojnych i że niektórzy autorzy, jak również niektóre dokumenty, wyrażają stanowisko, że do międzynarodowego konfliktu zbrojnego wystarczy użycie siły przez jedno państwo przeciwko drugiemu, ale mimo wszystko byłabym powściągliwa w rozpatrywaniu ataku na Syrię jako próby umiędzynarodowienia konfliktu zbrojnego dla zapewnienia szerszej ochrony. A do naruszenia zakazu użycia siły doszło w sposób rażący i trzeba to podkreślać.
moim zdaniem doszło do użycia siły przez mocarstwa obce i w związku z tym niezależnie jak oni to nazwą to jest konflikt zbrojny międzynarodowy. I absolutnie nie zgadzam się żeby być powściągliwą w ocenie, bo dlaczego? czy atakowanie precyzyjnie wyznaczanych celi zmniejsza międzynarodowy delikt? To jest jakaś pułapka myślenia, że staramy się ustalić jakie są granice dopuszczalnego ataku na obce państwo, bez uznawania tego ataku za konflikt międzynarodowy... (test "ile rakiet trzeba wystrzelić żeby uznać to za zachowanie wrogie??")
i jak mamy się temu sprzeciwiać to konsekwentnie podkreślać że to jest umiędzynarodowienie konfliktu i głośno domagać się szerokiej ochrony dla cywili (jak nie my to kto będzie się o tę ludność upominał?- USA??) dla mnie nie ma znaczenia, że WB, Francja czy USA podkreślają, że zrzuciły pociski tylko na wyraźnie określone szczególne państwowe cele. zrzuciły je na terytorium obcego państwa. i czy chcą tego czy nie chcą, to jeśli będą ofiary cywilne takich zrzutów to oni ponoszą za nie odpowiedzialność.
i dziwię się, że się nie powołują na interwencję humanitarną tylko na precyzyjnie wyznaczone cele ataku. przecież to nie uzasadnia takiego ataku. to tworzy tylko zasadę w stylu jak czegoś nie wolno, ale bardzo się chce to można....
W zakresie klasyfikacji konfliktów polecam lekturę książki N. Zamira 'classification of conflicts under ihl':)
Kaja, a jakieś szczegóły- jak on by ocenił ostatni atak WB/USA/Francji na cele w Syrii?
Tak na szybko : Dla ustalenia czy to iac lub niac ważne jest : 1.charakter belligerentow i to czy USA wb I fr działaja za zgodą Syrii, jesli jest zgoda to to jest niac z non-state armed groups w Syrii paralelny do niac w Syrii Jeśli nie ma zgody to jest iac z Syria.2) pojęcie use of force lub hostilities w MPH nie jest jasne szczególnie w przypadku użycia dronow i rakiet,brak w tym zakresie wystarczającej praktyki państw Jednak ja bym sklaniala się do tego że to jest use of force (inne przesłanki niż w ius ad bellum aczkolwiek Nicaragua trochę namieszala I niektórzy przyjmują że w MPH można stosować definicje z ius ad bellum). Zatem mamy tu do czynienia albo z niac albo iac w zależności czy jest zgoda Syrii. Tak jak mówię tyle na szybko.
Zasadniczo USA traktują takie interwencję jako IAC jeśli chodzi o stosownie MPH
Karolino, Kaju,
Z tego co mówicie wynika, że każde użycie siły przez państwo przeciwko państwu konstytuuje międzynarodowy konflikt zbrojny. Oczywiście macie prawo do takiego poglądu, choć ja się z nim nie zgadzam. Opierałabym się raczej na rozróżnieniu między „interwencją” a „konfliktem zbrojnym”, który stosują m.in. A. van Wynen Thomas i A. J. Thomas, Jr.
Zgadzam się co jednego – że uzasadnienie interwencji podane przez USA, Wielką Brytanię i Francję jest żadne i że dla zasady choćby powinni podać jakiś argument prawny.
Kaju, to z pewnością jest use of force, mnie możesz nie wierzyć, ale przeczytaj proszę chociaż ostatni komentarz Profesora Cortena….
Agato, ok,
dobrze wiemy, że są różne przypadkowe użycia siły i to nie są konflikty zbrojne.
ale w tym wypadku, 3 mocarstwa z rozmysłem atakują cele państwowe i to jest interwencja?
a jakie są implikacje kwalifikacji "interwencja" a jakie "konflikt zbrojny"? co to oznacza dla prawa międzynarodowego? i czy to oznacza, że w trakcie interwencji nie ma co liczyć na szeroką ochronę cywili bo to nie konflikt międzynarodowy, bo o to się właśnie toczy stawka?
no i gdzie kończy się interwencja a zaczyna konflikt zbrojny? liczymy zabitych, czy użytą broń, czy czas trwania, czy "na oko"???
Agato, myślę że kwestia która należy odróżnić jest odpowiedzialność za naruszenie zakazu użycia siły czyli kwestie ius ad bellum oraz istnienie konfliktu zbrojnego które jest uzależnione od faktów. Poza tym MPH nie zna pojęcia 'interwencja'.(vide art. 2 I KG) Podsumowując zachęcam do lektury Zamira i tak jak podkreślam wypowiadam się tu z perspektywy MPH a nie ius ad bellum.
Karolino, równie dobrze mogę zapytać co rozumiesz przez przypadkowe użycie siły przez państwo przeciwko państwu?
Na przykładzie "nieprzypadkowego" użycia siły - w 1976 r. Izrael interweniował w Ugandzie, żeby odbić swoich obywateli, główną sceną interwencji było lotnisko, na którym byli żołnierze ugandyjscy i samoloty wojskowe. Zaatakowane cele państwowe, są zabici, są straty materialne, doszło do walki między siłami wojskowymi dwóch państw. Według tego, co mówisz, to już konflikt zbrojny. Na pewno? Nie.
Nie wiem jakie są różnice między interwencją a konfliktem zbrojnym, ale w przeciwieństwie do Ciebie nie uważam, że prawo międzynarodowe jest czarno-białe :) - na zasadzie było "nieprzypadkowe" użycie siły - jest międzynarodowy konflikt zbrojny, nie było użycia siły - nie ma konfliktu. Kryterium wartym rozważenia jest ciąg dalszy interwencji - czy interwencja jest kontynuowana w postaci działań trwających pewien czas, z zaangażowaniem różnego rodzaju sił, czy same państwa uważają, że ma miejsce konflikt zbrojny itd. Oczywiście, możesz napisać co to znaczy, dlaczego akurat takie kryteria itd. Takie kryteria nigdy nie będą ostre, ale moim zdaniem warte rozważenia.
I w żadnym wypadku nie odbieram ochrony cywilom, nawet jeśli użycie siły między państwami nie jest konfliktem zbrojnym. Zacytuję tylko MTS w sprawie legalności użycia broni nuklearnej:
But at the same time, a use of force that is proportionate under the law of self-defence, must, in order to be lawful, also meet the requirements of the law applicable in armed conflict which comprise in particular the principles and rules of humanitarian law. (par. 42)
Zasady prawa humanitarnego muszą mieć więc zastosowanie zawsze, w przypadku każdego użycia siły.
co to właściwie znaczy, że prawo nie jest czarno białe? jak napiszesz, że jest zielono różowe to wygrałaś tę rozmowę?
odnosząc się do nowych wątków, które się pojawiły:
- Jakbyśmy pozostawili państwom decyzję co do tego, co one uważają za konflikt zbrojny (nemo iudex in causa sua) to nie byłoby żadnej ochrony osób cywilnych, procesów międz., odpowiedzialności państwa, odpowiedzialności przywódców itd.
- gdyby założyć, że nie był/nie jest to międzynarodowy konflikt zbrojny to niezależnie od ilości cytowanych źródeł, że musimy stosować prawo humanitarne, nie zmienimy zakresu zastosowania tego prawa. Co w praktyce (tej praktyce) oznacza, że albo całe KG albo tylko ich artykuł 3.
ja niezależnie od tego jak dalej się potoczy ta dyskusja pasuję w tym momencie podsumowując: moim zdaniem był to atak zbrojny na terytorium obcego państwa (nie ma tu absolutnie znaczenia jakie cele były zestrzelone), nastąpiło umiędzynarodowienie tego konfliktu i od tego momentu trzeba stosować KG w całości.
https://www.scribd.com/document/376483861/Akande-Opinion-UK-Government-s-Legal-Position-on-Syria-Strike-April-2018#download
Dzień dobry :) Z wielkim zainteresowaniem śledzę od kilku miesięcy bloga, ale dopiero dziś piszę pierwszy komentarz :)
Dodając coś od siebie: W mojej ocenie incydent z 14 kwietnia 2018 roku spełnie wszelkie kwalifikacje międzynarodowego konfliktu zbrojnego. Mamy użycie siły zbrojnej przez siły zbrojne w postaci bombardowania lotniczego (rakietowego) na infranstrukturę wojskową obcego państwa. Warto wskazac, że w doktrynie rywalizują zasadniczo dwa stanowiska: jedno reprezentowane przez ILA, które uważa, że istotne jest kryterium "intensywności", pośrednio odnosząc się do kwestii tzw. animus belligerendi - czynnika subiektywnego. Czyli zasadniczo obydwa państwa musza traktować dany krok zbrojny jako element konfliktu zbrojnego. Np. w 2008 roku okręt południowokoreański został zatopiony przez okręt podwodny Korei Pn. - ILA w raporcie z 2010 podniosła, że z uwagi na brak odpowiedzi zbrojnej Korei Pd (a więc elementu dwustronności) zaaklasyfikowano ten przypadek użycia siły jako "incydent", a nie "międzynarodowowy konflikt zbrojny". W tym znaczeniu można zwrócić uwagę, że faktycznie np. incydent z zeszłego roku z kwietnia 2017 roku może być kwalifikowany jako jako pozbawiony elementu dwustronności - syryjska obrona przeciwlotnicza nie odpowiedziała ogniem, a odpowiedź dyplomatyczna Al- Assada była w pewnym zakresie ograniczona.
Warto jednakże pamiętać o stanowisku MKCK, który parafrazując stanowisko ZSRR w przedmiocie definicji agresji, wskazuję na bardzo niski próg stosowalności międzynarodowego prawa humanitarnego konfliktów zbrojnych o charakterze międzynarodowym poprzez stosowanie zasady "one shot theory" gdzie wystarczy sam fakt użycia siły zbrojnej przez siły zbrojne jednego państwa przeciwko drugiemu z wyłączeniem sytuacji całkowicie incydentalnych. W tej konfiguracji zarówno incydent z 2008 roku, jak i 2017 i 2018 były elementami konfliktów zbrojnych o charkterze międzynarodowym. Podejście takie usuwa wszystkie wątpliwości w zakresie ewentualnych wątpliwości np. jak traktować zestrzelonego załoganta w trakcie takiej jednostronnej interwencji zbrojnej - kazus taki mieliśmy w 1983 (por. Goodman został zestrzelony notabene przez syryjską obronę przeciwlotnizą i powstała wątpliwość czy traktować go jako jeńca wojennego). Jak Kaja wskazała - USA z tego też względu uznają każdą taką interwencję za element IAC.
Sam osobiście dostrzegam, że istnieją pewne izolowane incydenty zbrojne, o chakterze jednostronnym, w których problematyczne jest czasem (także z uwagi na postawę zaangażowanych państw) stwierdzić prima facie stan międzynarodowego konfliktu zbrojnego i po części, z punktu widzenia praktycznego, uznaję zasadność pewnych argumentów ILA. Jest to aktualny problem np. w kontekście konfliktów cybernetycznych. Ale akurat w przedmiocie incydentu z 14 kwietnia 2018 roku mamy już element dwustronności (była próba kontreakcji ze strony syryjskiej) i dlatego jest to w mojej ocenie już konflikt zbrojny o charakterze międzynarodowym. MKCK w 2016 poszło o krok dalej i stwierdziło, że "każdy przypadek użycia siły bez zgody państwa - terytorium jest już elementem konfliktu zbrojnego o charakterze międzynarodowym".
O ile nie istnieje pararelność pomiedzy pojęciami "użycie siły", "napaść zbrojna", "akt agresji" (właśnie z uwagi na intensywność zjawiska), to MPH działa zasadniczo od samego początku wdrożenia takiego aktu - ja nawet twierdzę, że może działać też bez uruchomienia pojęcia "konfliktu zbrojnego" (jest to dość kontrowersyjne - pisałem o tym w jednej z prac, dla zainteresowanych prześlę linka) w sytuacjach jednostronnych incydentów zbrojnych (podkreślam ten element obiektywny i subiektywyny - brak animus belligerendi) - głównie z uwagi na zagadnienia polityczne. Ale przeważające stanowisko doktryny twierdzi, że MPH "podąża" za pierwszym wystrzelonym pociskiem (o ile nie jest to jakaś sytuacja nieumyślna).
Dziękuje za możliwość wypowiedzi w ciekawej dyskusji i pozdrawiam
Karolino, nie muszę nic wygrywać, prowadzimy dyskusję :) przypominam ponadto od czego się zaczęło - napisałaś, że przyczyną sobotnich ataków była próba umiędzynarodowienia konfliktu zbrojnego w Syrii przez USA, Wielką Brytanię i Francję. Nadal nie widzę argumentów za przyjęciem takiego stanowiska. Co do tego czy każde użycie siły jest konfliktem czy nie, każda z nas pozostanie przy swoich stanowiskach i myślę, że tak jak napisał Pan Mateusz, poglądy są różne, dlatego pisałam o tym jak nieostre są kryteria przemawiające za każdą z tych teorii.
Panie Mateuszu - bardzo dziękujemy za włączenie się w dyskusję i za ważny głos. Tak jak pisałam, uważam, że do każdego przypadku użycia siły ma zastosowanie prawo humanitarne, różnimy się co do tego, czy każde użycie siły równa się konfliktowi zbrojnemu.
Panie Doktorze - dziękuję za link! (Karolino - jak widać ani Profesor Akande, ani Profesor Corten, ani którykolwiek inny z komentarzy, które widziałam do tej pory nie sugerują, że za działaniami trójki państw stoi chęć umiędzynarodowienia konfliktu, wszyscy natomiast zwracają uwagę na rażące naruszenie zakazu użycia siły).
Dzień dobry,
Chciałbym w miarę możliwości odnieść się krótko do bardzo ciekawego artykułu o zeszłotygodniowym ataku, który zainicjował dyskusję na forum.
Chciałbym bronić tezy, że atak był jak najbardziej legalny. Moim zdaniem Karta ONZ to nie tylko zakaz agresji, ale i międzynarodowy system, który ma zapobiegać zagrożeniom dla międzynarodowego pokoju. Prawo veta, to nie tylko „prawo”, ale i obowiązek stałego członka RN, które na ogólnych zasadach powinno być wykonywane w dobrej wierze, tj. w celu szerzenia pokoju, a nie popieraniu interesów zaprzyjaźnionego, totalitarnego dyktatora (art. 2 ust. 2 Karty ONZ). Zgodnie z rezolucjami RB ONZ każde użycie broni chemicznej stanowi zagrożenie dla międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa. Tak, więc każde użycie takiej broni powinno prowadzić do podjęcia przez RB adekwatnych i zgodnych z Kartą ONZ działań. Jeśli Rosja paraliżuje RB w obliczu sytuacji, która stanowi zagrożenie międzynarodowego pokoju, należy takie działania kwalifikować jako nadużycie przysługującego Rosji prawa veta, a tym samy złamanie Karty ONZ.
W takiej sytuacji, moim zdaniem – inni członkowie ONZ mają pełne prawo, aby w ramach represaliów również naruszyć w sposób proporcjonalny zapisy Karty (proporcjonalny do uprzednich naruszeń, których dopuściły się Syria i Rosja).
Dokładnie taki sam tok rozumowania należy moim zdaniem przyjąć, jeśli chodzi o wojnę prewencyjną. Doktryna zdaje się ją dopuszczać, a przecież na podstawie literalnych postanowień Karty – powinno być oczywiste, że wojna prewencyjna jest zakazana. Tym niemniej, biorąc pod uwagę, że przygotowania do agresji stanowią złamanie postanowień Karty, które powinno zrodzić adekwatną reakcję RB – to w braku takich działań (tj. w sytuacji bezczynności RB) – zagrożone agresją państwo – na zasadzie represaliów – może przeprowadzić atak wyprzedzający – tj. w sposób proporcjonalny do wcześniejszych naruszeń złamać postanowienia Karty ONZ.
Moim zdaniem zatem, kluczowe powinno być określenie kryteriów, które pozwolą na ustalenie kiedy mamy do czynienia z legalnym zastosowaniem prawa veta, a kiedy z jego nadużyciem.
Prześlij komentarz