wtorek, 8 lipca 2014

Afrykańskie głowy państw bronią się przed odpowiedzialnością za masowe naruszenia praw człowieka

Wielokrotnie wspominaliśmy na blogu o problemach Międzynarodowego Trybunału Karnego w osądzeniu urzędujących głów państw. Obecnie kwestia dotyczy przede wszystkim Al-Baszira (prezydenta Sudanu, zobacz przykładowo nasz post tutaj) oraz Kenyatty (prezydenta Kenii, np. post tutaj). 

Okazuje się, że te dwie osobistości są kluczowymi graczami w ramach Unii Afrykańskiej, gdyż nie tylko doprowadziły do wojny pomiędzy UA a MTK (zobacz nasze posty tutaj i tutaj), ale również do przyjęcia zasady ochrony afrykańskich głów państw oraz wyższych urzędników przed prowadzeniem postępowania przeciwko nim w Afrykańskim Sądzie Sprawiedliwości oraz Praw Człowieka (jest to sąd powołany na podstawie protokołu o połączeniu Sądu Sprawiedliwości Unii Afrykańskiej oraz Afrykańskiego Sądu Praw Człowieka i Ludów z 2008 r, zobacz tekst protokołu). Decyzja ta wywołała szereg gorzkich komentarzy na temat promowania kultury bezkarności w Afryce (zobacz tu i tu).

Pokazuje to, iż te państwa afrykańskie, które teoretycznie są zwolennikami sądzenia zbrodni międzynarodowych, gdyż przystąpiły do statutu MTK (w kolejności przystąpienia: Senegal, Ghana, Mali, Lesotho, Botswana, Sierra Leone, Gabon, Południowa Afryka, Nigeria, Republika Środkowoafrykańska, Benin, Mauritius,  Demokratyczna Republika Konga, Niger, Uganda, Namibia,  Gambia, Tanzania, Malawi, Dżibuti, Zambia, Gwinea, Burkina Faso, Kongo, Burundi, Liberia, Kenia, Komory, Czad, Madagaskar, Seszele, Tunezja, Republika Zielonego Przylądku, Wybrzeże Kości Słoniowej), nie są w stanie bronić idei sądzenia wszystkich, bez względu na stanowisko, za najpoważniejsze naruszenia praw człowieka. Wszelkie więc gesty, jak choćby wybranie miejsca konferencji przeglądowej statutu MTK (Kampala, Uganda - 2010), czy głównego oskarżyciela MTK (Fatou Bensouda z Gambii) nie są w stanie wpłynąć na podejście państw afrykańskich, które - jak pokazuje praktyka przekazywania spraw do MTK - są zwolennikami sądzenia zbrodni, ale wyłącznie wtedy, gdy sądzona jest opozycja.  Nic więc dziwnego, że MTK, a i obecnie Afrykański Sąd Sprawiedliwości oraz Praw Człowieka, są skazane na stosowanie wobec nich niechlubnego określenia sądu zwycięzców (victors' justice) czy też powtarzanie paradygmatu procesu norymberskiego, jeśli jedynie odsunięci od władzy będą sądzeni. Ta praktyka kładzie się cieniem również na ocenę prac Międzynarodowego Trybunału Karnego dla Rwandy, przed którym sądzono wyłącznie przedstawicieli Hutu, a ze względu m.in. na brak kooperacji ze strony Rwandy nie doprowadzono do osądzenia choćby jednej zbrodni popełnionej wobec Hutu. Charakterystyczne jest również, że Rwanda nie przystąpiła do statutu MTK, co skutecznie chroni przed jurysdykcją trybunału Paula Kagame (Tutsi), obecnego dyktatora Rwandy oskarżanego o udział w zbrodniach wobec Hutu m.in. na terenie DRK.

Trudno jednak dziwić się afrykańskim przywódcom, skoro w zasadzie nie mamy przypadku, aby urzędująca głowa państwa była kiedykolwiek sądzona przed trybunałem międzynarodowym (wszak Karl Donitz czy Charles Taylor w momencie toczenia się postępowania przeciwko nim byli odsunięci od władzy). Postulaty, aby sądzić również Baracka Obamę za zbrodnie przeciwko ludzkości w związku z autoryzowaniem przez niego kilkuset (nawet rocznie) ataków za pomocą dronów, w których giną również osoby cywilne, są zbywane wzruszeniem ramion. Postępowanie państw afrykańskich nie odbiega więc od standardów światowych i w zasadzie nie powinno budzić oburzenia, wszak wszystkich (o takich samych cechach, w naszym przypadku piastujących najwyższe stanowiska) należy traktować równo. Idea, by za zbrodnie odpowiadali tak samo szeregowy żołnierz oraz jego przywódca może być realizowana jedynie wtedy, gdy obaj zostaną pokonani.



Brak komentarzy: