W ubiegłym tygodniu, jako uszczegółowienie orędzia o stanie Unii, przedstawiony został przez komisarz Cecilię Malmström także nowy pakiet handlowy. Jego zawartość stanowi kilka propozycji z zakresu zarówno handlu jak i inwestycji. Przełomem w myśleniu UE o negocjacjach handlowych jest - po raz pierwszy w historii - opublikowanie jeszcze przed ich przyjęciem przez Radę projektów mandatów negocjacyjnych dotyczących umów handlowych z Australią i Nową Zelandią.
Opublikowanie na tak wczesnym etapie mandatów negocjacyjnych stanowi wyraźnie znak czasów. Świadczy o tym, że Komisja Europejska dostrzegła zmianę w podejściu społeczeństw państw członkowskich od czasu, gdy rozpoczynano negocjacje TTIP w 2013 r.. Jeszcze trzy lata temu fakt opublikowania już po rozpoczęciu negocjacji mandatów negocjacyjnych dotyczących TTIP oraz CETA wydawał się rewolucją. Wówczas Komisja stała bowiem na stanowisku, że upublicznienie stanowiska, zawierającego wszakże negocjacyjne czerwone linie Komisji stanowić może znaczne utrudnienie w negocjacjach. Obecne projekty poznajemy jeszcze zanim zaczęły nad nimi debatować państwa członkowskie.
Fakt zaproponowania przez Komisję mandatów negocjacyjnych z Australią i Nową Zelandią nie jest żadnym zaskoczeniem. Od dłuższego czasu prowadzone były bowiem rozmowy wstępne na temat przyszłej umowy z tymi państwami i plan rozpoczęcia negocjacji był już sygnalizowany także w przedstawionej w 2015 strategii Komisji (Trade for all). Ciekawą lekturę stanowią jednak same propozycje mandatów. Tutaj bowiem także wyraźnie widać, że Komisja wyciągnęła wnioski z doświadczeń CETA i TTIP, odchodząc od polityki ambitnych umów obejmujących nie tylko liberalizację handlu, ale także ochronę inwestycji oraz inne kwestie związane z handlem pośrednio. Komisja, opierając się na opinii doradczej 2/15, wydanej przez ETS w maju, starała się wyraźnie uniknąć umowy mieszanej, tak dobierając zakres przedmiotowy umów, aby zmieścił się on w zakresie kompetencji wyłącznej UE określonej w art 207 TFUE i doprecyzowanej w tej opinii. Mandat jest w związku z tym ograniczony jedynie do kwestii handlu towarami, usługami oraz bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Nie obejmuje inwestycji kapitałowych, określonych przez ETS jako kompetencja dzielona z państwami członkowskimi.
Nie obejmuje jednak także ochrony i popierania inwestycji, czyli zakresu tradycyjnie regulowanego przez BITy, mimo że w odniesieniu do inwestycji bezpośrednich kwestie te należą do kompetencji wyłącznych UE. Prawdopodobnie jest to próba uniknięcia dyskusji o systemie rozstrzygania sporów inwestycyjnych. Chociaż same klauzule dotyczące traktowania inwestorów czy zakaz wywłaszczenia mogłyby zostać ujęte w umowie zawartej jedynie przez UE, to już mechanizm rozstrzygania sporów wymagałby umowy mieszanej.
Co ciekawe jednak w mandatach bardzo wąsko określono także zakres kwestii pośrednio związanych z handlem, które ujęte miałaby być w umowie. Należą do nich w zasadzie wyłącznie kwestie, które są dziś standardem w umowach handlowych - ochrona własności intelektualnej, prawo konkurencji, zamówienia publiczne. Planowane są także postanowienia dotyczące zrównoważonego rozwoju.
Tak wąski zakres wskazuje na wyraźny zwrot w unijnej polityce handlowej. Komisja zdaje się stawiać na szybkie negocjacje, niekoniecznie bardzo szerokiej umowy, a następnie sprawną jej ratyfikację bez długiego procesu wyrażania zgody przez państwa członkowskie. Przy odpowiednio skonstruowanych postanowieniach być może do jej zawarcia wystarczające okaże się nawet większość kwalifikowana w Radzie zamiast jednomyślności. Warunkiem jest brak postanowień wymagających jednomyślności do przyjęcia przepisów wewnętrznych. Czy oznacza to umowę mniej ambitną? Niekoniecznie. Komisja może bowiem dążyć do głębokiej liberalizacji, znoszenia barier pozataryfowych oraz szerokiego dostępu do rynku usług.
Nie obejmuje jednak także ochrony i popierania inwestycji, czyli zakresu tradycyjnie regulowanego przez BITy, mimo że w odniesieniu do inwestycji bezpośrednich kwestie te należą do kompetencji wyłącznych UE. Prawdopodobnie jest to próba uniknięcia dyskusji o systemie rozstrzygania sporów inwestycyjnych. Chociaż same klauzule dotyczące traktowania inwestorów czy zakaz wywłaszczenia mogłyby zostać ujęte w umowie zawartej jedynie przez UE, to już mechanizm rozstrzygania sporów wymagałby umowy mieszanej.
Co ciekawe jednak w mandatach bardzo wąsko określono także zakres kwestii pośrednio związanych z handlem, które ujęte miałaby być w umowie. Należą do nich w zasadzie wyłącznie kwestie, które są dziś standardem w umowach handlowych - ochrona własności intelektualnej, prawo konkurencji, zamówienia publiczne. Planowane są także postanowienia dotyczące zrównoważonego rozwoju.
Tak wąski zakres wskazuje na wyraźny zwrot w unijnej polityce handlowej. Komisja zdaje się stawiać na szybkie negocjacje, niekoniecznie bardzo szerokiej umowy, a następnie sprawną jej ratyfikację bez długiego procesu wyrażania zgody przez państwa członkowskie. Przy odpowiednio skonstruowanych postanowieniach być może do jej zawarcia wystarczające okaże się nawet większość kwalifikowana w Radzie zamiast jednomyślności. Warunkiem jest brak postanowień wymagających jednomyślności do przyjęcia przepisów wewnętrznych. Czy oznacza to umowę mniej ambitną? Niekoniecznie. Komisja może bowiem dążyć do głębokiej liberalizacji, znoszenia barier pozataryfowych oraz szerokiego dostępu do rynku usług.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz