Światowe media informują (zobacz np. Reuters) o tysiącach uchodźców z Burundi, którzy przed zbliżającymi się wyborami i narastającą w związku z tym przemocą, starają się znaleźć bezpieczne schronienie w sąsiednich państwach. Jak informowała ONZ w zeszłym tygodniu, zobacz tu, już ponad 50000 osób uciekło z Burundi do Tanzanii (która zresztą podczas jednego z takich kryzysów, w 1972 roku, przyjęła aż 200 000 obywateli Burundi oferując im obywatelstwo), Rwandy i Demokratycznej Republiki Konga.
Wybory budzą takie emocje ponieważ prawie jednocześnie (25 maja i 26 czerwca) odbywają się zarówno wybory parlamentarne jak i prezydenckie, a prezydent Burundi Pierre Nkurunziza, wojownik Hutu, po raz trzeci będzie się ubiegał o stanowisko pomimo limitu dwóch kadencji. W związku z tym już teraz wiadomo, że wynik wyborów niewątpliwie wywoła walki etniczne pomiędzy większością Hutu i mniejszością Tutsi.
Swoje zaniepokojenie sytuacją wyraża nie tylko ONZ. Głos zabrała także Prokurator MTK Fatou Bensouda przypominając, że Burundi jest od 2004 roku państwem stroną Statutu rzymskiego i ewentualne zbrodnie popełnione na terenie Burundi mogą podlegać jurysdykcji Międzynarodowego Trybunału Karnego: zobacz tu.
Warto odnotować także głos Unii Afrykańskiej, która prosi strony o podjęcie konstruktywnego dialogu, transparentne, wolne i sprawiedliwe wybory. Jednak jest to głos ledwo słyszalny - Unia nie odnotowuje problemu uchodźców w ogóle. Zobacz tu. Tymczasem, jak pokazuje doświadczenie kryzysów pomiędzy Hutu i Tutsi w najbliższym czasie możemy mieć do czynienia nie tylko z kolejną wielką wojną domową, ale także z głębokim kryzysem humanitarnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz