Historię porażki USA należy zacząć jednak od wydarzeń z poniedziałku, kiedy to Stany Zjednoczone zawetowały projekt rezolucji dotyczącej statusu Jerozolimy w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.
Proponowana rezolucja była krótka, z zaledwie czterema paragrafami, które mimo że nie odwoływały się bezpośrednio do decyzji Stanów Zjednoczonych o przeniesieniu ambasady z Tel-Awiwu do Jerozolimy, to jednak implicite stanowiły o niezgodności z prawem międzynarodowym decyzji prezydenta Trumpa.
W preambule rezolucji podkreślono znaczenie zasad i celów Karty Narodów Zjednoczonych, ale również „niedopuszczalność nabycia terytorium za pomocą siły” (co odnosi się najpewniej do działań Izraela na terytoriach palestyńskich). W paragrafie pierwszym, rezolucja stwierdzała, że wszelkie próby zmiany statusu Jerozolimy będą nieważne i nie będą wywoływać skutków prawnych. W związku z tym, Rada Bezpieczeństwa wzywa wszystkie państwa do powstrzymania się od ustanawiania misji dyplomatycznych w Jerozolimie, zgodnie z treścią rezolucji RB ONZ 478 (1980). Paragraf drugi zawierał wezwanie skierowane do wszystkich państw (a nie tylko członków ONZ, więc również do Palestyny) do przestrzegania poprzednich rezolucji RB ONZ i nieuznawania działań i środków, które są sprzeczne z nimi. W końcu, rezolucja podkreślała konieczność osiągnięcia jak najszybciej porozumienia w sprawie pokoju na Bliskim Wschodzie, w duchu rozwiązania dwupaństwowego.
Mimo tego, że rezolucja nie została przyjęta w wyniku weta USA, należy zwrócić uwagę, ze uzyskała poparcie wszystkich pozostałych członków Rady.
Już przed głosowaniem w Radzie, Stany Zjednoczone zaczęły jeszcze bardziej zaostrzać swoje stanowisko. Ambasador Haley powtórzyła wówczas, że każde suwerenne państwo ma prawo do zdecydowania gdzie chce umieścić swoją ambasadę, jak również, że ONZ dyskryminuje Izrael i nie jest bezstronna w ocenie konfliktu na Bliskim Wschodzie. Co ciekawe, Ambasador USA wskazała również, że gdyby dzisiaj RB ONZ miała głosować nad rezolucją o takiej treści jak Rezolucja 2334 (2016), która, przypomnijmy, m.in. zabraniała Izraelowi kontynuowania osadnictwa we wschodniej części Jerozolimy, Stany Zjednoczone zawetowałyby ją.
Wszystko to przyćmiły jednak kolejne wypowiedzi amerykańskiej administracji, w obliczu głosowania nad rezolucją o takiej samej treści jak ta zawetowana w Radzie Bezpieczeństwa, zaplanowanego na czwartek w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ. Ambasador Haley napisała na Twitterze, że Stany Zjednoczone oczekują, że ci, „którym USA pomogły, nie zwrócą się przeciwko” Stanom Zjednoczonym, głosowanie "za" rezolucją w Zgromadzeniu Ogólnym będzie krytyką decyzji USA, a Stany Zjednoczone „będą notować”, które państwa poprą rezolucją. Prezydent Trump dodał od siebie, że USA wstrzymają „miliardy dolarów pomocy” przekazywanej tym państwom, które zagłosują "za".
Stany Zjednoczone potraktowały więc sprawę statusu Jerozolimy ambicjonalnie, a członków ONZ – jak zupełnie uzależnionych od pomocy USA. Okazało się jednak, że państwa członkowskie Organizacji bardziej dbają o pokój i bezpieczeństwo na Bliskim Wschodzie niż o groźby prezydenta Trumpa. To też świadczy o skali porażki dyplomatycznej USA, skoro prezydent supermocarstwa musi grozić pozostałym państwom, żeby przekonać ONZ do słuszności swojej decyzji, a i tak jego groźby nie mają znaczenia. Posługując się bowiem językiem amerykańskiej administracji, w Zgromadzeniu Ogólnym USA przegrały ogromną większością głosów, przy 128 państwach głosujących za rezolucją, 9 przeciw i 35 wstrzymujących się (w tej grupie była również Polska). Więcej informacji o głosowaniu można znaleźć tutaj (protokół obrad Zgromadzenia i tekst rezolucji nie są jeszcze dostępne).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz