Czas upływa, a kształt Breitu jest w dalszym ciągu bardzo niepewny. Warunki wystąpienia i kształt przyszłych relacji, zawarte w omawianym już na naszych łamach Withdrawal Agreement, zostały 15 stycznia w sposób bardzo wyraźny odrzucone przez brytyjską Izbę Gmin.
Im bliżej 29 marca, tym coraz bardziej prawdopodobny staje się scenariusz no deal i twardy Brexit. Ostatnio jednak coraz częściej słyszy się o możliwości przedłużenia negocjacji między Wielką Brytanią a Unią Europejską. Rzeczywiście, taka możliwość wynika z art. 50 ust. 3 TUE. Na przedłużenie musiałaby się jednak zgodzić jednomyślnie Rada Europejska. O ile taka zgoda wydaje się dość prawdopodobna, to jak wynika z przekazów dochodzących z różnych państw członkowskich, Wielka Brytania musiałaby wyraźnie zmienić swoje stanowisko i jasno stwierdzić, czemu to przedłożenie negocjacji miałoby de facto służyć. Co więcej, mimo że art. 50 ust. 3 TUE nie przewiduje żadnego terminu, o jaki negocjacje z występującym z UE państwem mogą być przedłużone, to w obecnej sytuacji nowy termin Brexitu nie mógłby raczej przekroczyć końca maja. Wynika to z tego, że na 23-26 maja wyznaczono wybory do PE. Gdyby negocjacje miały trwać dłużej, to Wielka Brytania powinna wziąć w nich udział, co na chwilę obecną byłoby trudne do wyobrażenia. Nie tylko bowiem Brytyjczycy nie czynią żadnych przygotowań do wyborów, ale także ich miejsca są już rozdzielone na przyszłą kadencję PE. 46 z 73 zwolnionych po Brexicie miejsc dostępnych ma być na wypadek kolejnych rozszerzeń UE, a 27 miejsc ma być podzielonych pomiędzy 14 państw członkowskich, które obecnie są niedoreprezentowane (w tym jeden nowy mandat ma przypadać na Polskę). Ostateczne wzięcie udziału Wielkiej Brytanii w wyborach do PE rodziłoby także dalsze zagrożenia. Można sobie wyobrazić niepewność co do oceny ważności aktów prawa wtórnego, które byłyby zainicjowane w ramach PE w składzie z deputowanymi brytyjskimi, a które byłyby później dalej procedowane w składzie okrojonym, już po Brexicie. Ponadto, Wielka Brytania musiałaby wskazać swojego kandydata do Komisji Europejskiej, którego pozycja od początku byłaby trudna do ocenienia. Komisja odgrywa bardzo ważną rolę w negocjacjach z państwem występującym i istnieje obawa, że nowy komisarz brytyjski mógłby od początku podkopywać wewnętrzne prace Komisji.
Jak zatem widać, o ile przedłużenie negocjacji jest w tej chwili bardzo możliwe, to i tak prawie na pewno nie byłoby dłuższe niż dwa miesiące. Czy w związku z tym oddalałoby to widmo twardego Brexitu? Wydaje się, że odpowiedzi na to pytanie należy w najbliższym czasie szukać raczej nie na scenie unijnej, ale na politycznej scenie brytyjskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz