O wycofaniu się Islandii z negocjacji w sprawie przystąpienia do UE media krajowe i zagraniczne informowały już pod koniec zeszłego tygodnia (zob. np. tu, tu czy tu). Przypomnijmy: 12 marca minister spraw zagranicznych Islandii Gunnar Sveinsson wysłał do łotewskiej Prezydencji i Komisji Europejskiej list , w którym poinformował, że jego państwo rezygnuje ze starań o członkostwo w UE. Wyraźnie wskazano również, że rząd islandzki nie ma zamiaru wznawiania negocjacji akcesyjnych w przyszłości, a wszelkie zobowiązania podejmowane w czasie negocjacji przez poprzedni rząd uznaje się za niebyłe i zastąpione przez obecną politykę. Natomiast rząd jasno wyraża wolę dalszej ścisłej współpracy z UE opartej na obecnych podstawach, zwłaszcza w ramach EOG oraz w celu zapewniania bezpieczeństwa międzynarodowego.
W zasadzie, jak podkreślają komentatorzy, tej decyzji rządu Islandii można się było spodziewać po zawieszeniu negocjacji w 2013 r., po tym jak wybory wygrała centroprawicowa koalicja, przeciwna akcesji. Do tego doszły wrażliwe i drażliwe kwestie m.in. unijnej polityki rybołówstwa i rozliczeń między Islandią a Wielką Brytanią i Holandią (które wzięły na siebie wypłaty gwarantowanych depozytów swoich obywateli zdeponowanych w upadających islandzkich bankach), będących pokłosiem gospodarczego kryzysu. Zaskakujące jest jedynie to, że decyzja została przez rząd podjęta bez konsultacji z obywatelami. Islandia ma nieco ponad 320 tys. ludności i referenda oraz parlamentarne debaty w najważniejszych sprawach (a za taką uważana jest ewentualna akcesja do UE) są uważane za część demokratycznej tradycji i kilkusetletniej praktyki politycznej państwa. Dlatego decyzja rządu wywołała gwałtowne protesty obywateli (którzy w referendum pewnie i tak sprzeciwiliby się członkostwu w UE): w największej od 2008 r. manifestacji w 120 tys. Rejkiaviku wzięło udział 7 tys. osób. Zob. też na ten temat artykuł w Gazecie Prawnej i rozmowę z Lidią Puką z PISM w radiowej Trójce.
I tylko Unia Europejska raczej milczy na temat decyzji rządu Islandii. Poza wspomnianą przez media krótką wypowiedzią rzeczniczka Komisji do spraw polityki zagranicznej Maji Kocijanczicz, która
powiedziała, że Unia odnotowała decyzję islandzkiego rządu i szanuje
ją, próżno szukać na stronach UE reakcji. Nawet poświęcone rozszerzeniu i Islandii jako państwu kandydującemu internetowe strony UE nie zostały jeszcze "updatowane". Czyżby jednak UE miała nadzieję, że to jeszcze nie koniec unijnych aspiracji Islandii? Czy może jednak w imię poprawnych stosunków Unia powstrzymuje się od gorzkich komentarzy? Czy po prostu list (opublikowany wprawdzie na stronie islandzkiego MSZ) jeszcze nie dotarł do adresatów?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz