Przed kilkoma dniami Wikileaks opublikowało rozdział TPP poświęcony inwestycjom, w wersji datowanej na 20 stycznia b.r. Co niepokojące w dobie złej prasy, którą ostatnio ma arbitraż inwestycyjny, dokument miał zostać upubliczniony dopiero 4 lata po wejściu w życie TPP lub, gdyby do tego nie doszło, 4 lata po zakończeniu negocjacji, czego nie omieszkał wytknąć New York Times, krytyczny wobec ISDS (Trans-Pacific Partnership Seen as Door for Foreign Suits Against U.S.).
Kilka fragmentów już zwróciło uwagę komentatorów, a sam zdarzenie może posłużyć za lekcję poglądową dla UE.NYT, wspominający wręcz o zagrożeniu amerykańskiej suwerenności, niepokoi definicja pośredniego wywłaszczenia w sytuacji naruszenia interferes with distinct, reasonable investment-backed expectations (Aneks II-B), czy szeroka definicja inwestycji obejmująca wkłady kapitałowe w spółkę, instrumenty kapitałowe, czy umowy takie jak wykonanie pod klucz, roboty budowlane, zarządzanie, czy produkcja (art. II-1). Zabawne wydaje się cytowanie "pewnych krytyków", którzy wskazują, że w przeciwieństwie do BITów aktualnie wiążących USA, TPP będzie stanowić podstawę dla postępowań arbitrażowych przez inwestorów z państw takich jak Japonia, czy Australia, którzy mogą być w stanie ponieść koszty arbitrażowe. Na szczęście nie zmieni się pozycji inwestorów amerykańskich, którzy są w stanie to zrobić również w ramach traktatów z uboższymi państwami.
Z kolei International Economic Law and Policy Blog wskazuje na niejasność Minimalnego standardu traktowania (art. II.6. w zw. z Aneksem II-A), obejmujący równe i sprawiedliwe traktowanie oraz pełne bezpieczeństwo i ochronę zgodnie na poziomie minimalnego traktowania w świetle międzynarodowego prawa zwyczajowego. Zdaniem autorów redakcja TPP jest zbyt mało precyzyjna w tym zakresie.
Niewątpliwie zastrzeżenia mogą budzić szczątkowe odniesienia do swobody regulacyjnej państwa goszczącego, w tym kluczowa dyspozycja art. II.15, w myśl której TPP nie stoi na przeszkodzie stosowania środków, spójnych z TPP, które państwo uważa za stosowne dla zapewnienia, że inwestycja jest realizowana w sposób "wrażliwy na" kwestie środowiskowe, zdrowia lub inne cele regulacyjne (Nothing in this Chapter shall be construed to prevent a Party from adopting, maintaining, or enforcing any measure otherwise consistent with this Chapter that it considers appropriate to ensure that investment activity in its territory is undertaken in a manner sensitive to environmental, health, or other regulatory objectives). Wobec wymogu, aby takie środki były spójne z innymi przepisami rozdziału, margines uznania wprowadzony zwrotem "uważa za" ma w tym kontekście raczej symboliczny wymiar.
Opublikowany dokument mocno kontrastuje ze standardem dopiero co opublikowanego w Indiach BITu modelowego (post tutaj). Biorąc zatem pod uwagę bardzo zróżnicowane postawy wobec ISDS, szkody wyrządzane przez wycieki kolejnych dokumentów (nasz post nt. CETA z sierpnia 2014), a także aktualne wątpliwości dotyczące uwzględniania arbitrażu inwestycyjnego w TTIP (nasz post nt. konkluzji z publicznych konsultacji), warto się zastanowić nad rolą UE w kształtowaniu międzynarodowego prawa inwestycyjnego.
Jak wskazuje Komisja Europejska, przede wszystkim w odniesieniu do "Współpracy regulacyjnej", która ma stanowić element rozdziału inwestycyjnego TTIP, porozumienie transatlantyckie ma nadać ramy przyszłym rozmowom nt. ochrony inwestycji zagranicznych. Europie zależy podobno na daniu dobrego przykładu w zakresie międzynarodowej współpracy w zakresie uznawalności (czy wręcz ekwiwalentności) krajowych standardów regulacyjnych. Jeżeli nie zrobimy tego w ramach TTIP, prędzej czy później zrobią to inni, być może w sposób odległy od naszych oczekiwań. Cel z pewnością szczytny, a atmosfera wokół negocjacji TPP prowadzonych "za zamkniętymi drzwiami pod dyktando biznesu" może temu tylko sprzyjać. Pytanie tylko, czy sami wyciągniemy wnioski - na potrzeby debaty krajowej i oczekiwania że inne państwa podążą naszym śladem - z wad obecnego modus operandi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz